Widowiskowo przebiegały strażackie ćwiczenia w krakowskim Teatrze Słowackiego. Najbardziej zaskoczona była publiczność.
Właśnie (tragicznie) skończyła się na scenie historia Romea i Julii i młodzieżowa publiczność biła brawo, ciesząc się, że nie musi czytać lektury, kiedy nagrany na taśmie głos oznajmił w tonie kategorycznym, że rozpoczyna się ewakuacja teatru i należy wyjść na ulicę, nie odbierając ubrań z szatni. Nieco zaskoczeni widzowie zastosowali się do polecenia. Po kilku minutach przyjechały na miejsce dwa wozy bojowe Straży Pożarnej i rozpoczęła się akcja gaśnicza.
Rozwinięto dwie linie gaśnicze: jedną schodami do pomieszczenia sznurowni, w którym wybuchł pożar, drugą na podnośniku, który wyjechał ponad dach zabytkowego budynku teatru.
Strażacy przejęli władzę w teatrze i reżyserowali własne przedstawienie. Dyrektorowi artystycznemu Bartoszowi Szydłowskiemu zabronili (skutecznie) wejścia do teatru, a dyrektor naczelny sceny, Krzysztof Głuchowski dostał serdeczną reprymendę za palenie cygara: "Pan tu sobie pali, a teraz się zapaliło!".
Po dwudziestu minutach rzecz zakończyła się szczęśliwie: alarm był fałszywy, akcja była ćwiczeniem straży, teatr ocalał, a młodzież zrobiła sobie komórkami piękne zdjęcia na "fejsa" i nagrodziła akcję strażaków oklaskami, równie głośnymi jak te po przedstawieniu.