Zabytkowa strzelnica garnizonowa na Woli Justowskiej posłuży do celów sportowo-rekreacyjnych i wystawienniczo-konferencyjnych.
Trwający przetarg na operatora budynku, ogłoszony przez prezydenta Krakowa, rozstrzygnięty będzie prawdopodobnie pod koniec września. Zwycięzca konkursu będzie użytkował nieruchomość przez 40 lat.
Trzyletnia rewitalizacja XIX-wiecznego obiektu sprawiła, że odzyskał on wygląd z czasów Józefa Piłsudskiego. Koszt rewitalizacji zabytku to ok. 12 mln zł, z czego większość pokryło miasto.
Konstrukcja strzelnicy jest drewniana, jednokondygnacyjna z centralną rotundą nakrytą wielospadowym, spłaszczonym dachem i dwoma skrzydłami po bokach. Od północy pawilon ma półkolisty ryzalit. Z kolei jego południowa część, z której strzelali żołnierze, miała otwartą konstrukcję - teraz została zamknięta przeszkleniem.
Pod budynkiem powstała piwnica, której pierwotnie nie było. Ma ona być zapleczem do obsługi nowych funkcji obiektu. Łączna powierzchnia użytkowa budynku wynosi ponad 1 tys. mkw.
- Jesteśmy zadowoleni z prac rewitalizacyjnych. Dały one bardzo dobry efekt wizualny i estetyczny, spodziewam się, że i jakościowy, ale to pokaże czas - mówi Halina Rojkowska-Tasak z Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków.
Drewniana strzelnica przy ul. Królowej Jadwigi przez lata niszczała. Jej demontaż był konieczny ze względu na konserwację drewnianych elementów i odtworzenie części, których dalsze wykorzystanie nie było już możliwe.
Strzelnica na Woli Justowskiej została wzniesiona pod koniec lat 80. XIX wieku. Była elementem zaplecza garnizonu Twierdzy Kraków, służyła żołnierzom austriackim, a potem m.in. członkom Związku Strzeleckiego - paramilitarnej organizacji powołanej w 1910 r. W przededniu wybuchu I wojny światowej doskonalili tu swoje umiejętności legioniści J. Piłsudskiego.
W okresie międzywojennym i po II wojnie światowej strzelnica należała do krakowskiego garnizonu. Służyła wojsku aż do lat 90. XX w. Zdążyła zagrać samą siebie w filmie Wajdy "Z biegiem lat, z biegiem dni", po czym stopniowo, niekonserwowana, remontowana "na łapu-capu" zaczęła popadać w ruinę. Wojsko oddało ją ostatecznie "do cywila" w roku 1992 i wtedy zaczął się burzliwy okres w jej dziejach. Kolejni właściciele nie dawali rady z kosztami remontów i konserwacji (szczęśliwie udało się ją wpisać do rejestru zabytków w 1993 roku), nie mieli pomysłów na jej wykorzystanie, w końcu stała się własnością miasta.
Była w fatalnym stanie. Dachu właściwie nie było, wszystko trzymało się na wielu warstwach papy, deskowania ścian gniły, wewnątrz belek mieszkały liczne drewnojady, wygryzając korytarze. W 2014 roku zaczęto rewitalizację. Góralscy cieśle z Małego Cichego rozebrali całość do ostatniej deski, wszystkie elementy numerując i opisując, i strzelnica pojechała w kawałkach do konserwacji.
Części elementów nie udało się uratować, ale resztę oczyszczono, odgrzybiono, odrobaczono, zaimpregnowano, zakonserwowano i - po przebudowie fundamentów - zaczęto składać z powrotem. Ponad połowę elementów konstrukcyjnych i ponad 80 proc. dekoracji uratowano i zmontowano powtórnie. Zostało też nieco deskowania ścian, które przywrócono. Resztę trzeba było uzupełnić. Nowe deski lśnią bielą, stare pozostawiono w kolorze ściemniałego ze starości drewna. Dodano piwnice, przeszkloną ścianę na fasadzie i potężną aparaturę klimatyzacyjną. Remont właśnie dobiegł końca. Pieniądze nań dała gmina, Społeczny Komitet Ochrony Zabytków Krakowa też dołożył swoje.