Dzięki Czytelnikom "Gościa Krakowskiego", którzy szybko zareagowali na informację o hospicjum prowadzonym przez Valerego Timakova, na portalu zrzutka.pl przybyło pieniędzy, jednak to wciąż za mało, by mogło ono działać przez najbliższy rok.
Jak opowiada Piotr Gajda, który wraz z Sergiuszem Tovkesem koordynuje w Krakowie zbiórkę, potrzebne są nie tylko złotówki (a dokładnie 50 tys. zł), ale także wiele innych rzeczy codziennego użytku (np. artykułów higienicznych, balkoników do chodzenia czy materaców przeciwodleżynowych). I w tej kwestii nasi Czytelnicy wykazali się czujnością, bowiem pod koniec sierpnia do krakowskiej Fundacji "Ziarnko Maku", która włączyła się w akcję, przyjechała pani Edyta. Po przeczytaniu artykułu, jaki ukazał się na: krakow.gosc.pl, postanowiła przekazać na rzecz ukraińskiego hospicjum nie tylko dużą liczbę pieluch, ale także podarowała to, co uznała za konieczne.
- Za wszystko z serca dziękujemy - mówi P. Gajda i zachęca do otwarcia serc także inne osoby, którym nie jest obojętny los starszych, schorowanych ludzi, żyjących tylko dlatego, że ktoś znalazł ich na czas, więc nie umarli z głodu, a V. Timakov przygarnął pod swój dach.
Przypomnijmy: Valery, niepełnosprawny pastor (porusza się na wózku inwalidzkim), po odnalezieniu drogi do Boga zdecydował, że za otrzymaną drugą szansę chce dziękować, robiąc coś dobrego dla innych ludzi. W efekcie dom, w którym mieszka z żoną i dwójką dzieci, zamienił na hospicjum, gdzie przyjmuje wycieńczonych i samotnych staruszków. Na Ukrainie wciąż bowiem trwa wojna, która pochłania kolejne ofiary. Ci, którzy zdołali uciec, nierzadko zostawiali w domach niedołężnych rodziców lub innych krewnych, niemających wystarczająco dużo siły, by przedostać się w bezpieczne miejsce. W domach - mniej lub bardziej zrujnowanych - nie mieli szans na przeżycie, więc albo umierali z głodu, albo ukraińscy żołnierze znajdowali ich i szukali dla nich lepszego miejsca.
Takim miejscem dla niektórych okazał się właśnie dom V. Timakova, który - choć sam ma niewiele - przyjął już kilkanaście osób. Na szczęście jego działalność cały czas wspierają sąsiedzi, żołnierze (dostarczający żywność) i ludzie dobrej woli, a od kilku tygodni także Polacy wpłacający pieniądze na specjalne konto (szczegóły na: zrzutka.pl/hospicjum).
- Mariupol znajduje się ok. 90 km od Donbasu, czyli od linii frontu, więc gdy żołnierze strzelają lub wybuchają pociski, w domu Valerego trzęsą się szyby. A on tych, których przyjął pod swój dach, nie tylko pielęgnuje, bo chce, by godnie spędzili ostatnią prostą swojego życia, ale przede wszystkim niesie im Ewangelię, by ci chorzy mogli poznać Jezusa przed spotkaniem z Nim - tłumaczą P. Gajda i S. Tovkes.
Miesięczny koszt utrzymania jednej osoby wynosi 400 zł (leki nie są w to wliczone). Konieczny jest także zakup pralki (800 zł) i opłacenie utrzymania dla osoby, która będzie pomagać Valeremu i jego żonie (750 zł/miesiąc). Ważnym wydatkiem jest też pogrzeb zmarłego staruszka (200 zł).
Przeczytaj także: