W poniedziałek wieczorem na Wiśle pod Wawelem odbyła się kolejna "Ewangelizacja na Barce", którą poprowadziła s. Teresa Pawlak ZSAPU.
Albertynka podkreślała podczas spotkania, że każdy człowiek szuka miłości - wierzący czy niewierzący, bogaty czy biedny. - To przestrzeń, która łączy wszystkich - powiedziała. Następnie, opowiadając o obrazie "Ecce Homo" Brata Alberta, tłumaczyła, jak wielka jest miłość Boga do człowieka.
Wskazała na sznur, który opasa Chrystusa, i porównała go do wszystkich trudnych sytuacji, które wierzący może napotkać w życiu. - Często widzimy naszą przeszłość jak krwawiącą ranę. Ale zapominamy, że ta rana jest w sercu Pana Boga i że może trudność, która mnie krępuje i przez którą czuję się bezradny, sprawia, że dotąd od Boga nie uciekłem - stwierdziła.
Zakonnica przekonywała, że miłość Boga nigdy nie ustaje. - W tym obrazie chodzi o miłość. Nie uszanowaliśmy Boga, ale On nam pokazuje, że nawet w tej sytuacji nieuszanowania jest miłością i Kimś, kto kocha. Pytanie tylko, co ja robię z tą miłością - mówiła.
Dodała, że Bóg dał człowiekowi wolność, w której on często upada, ale jednocześnie Bóg nieustannie czeka, aż każdy wróci do Jego serca. - Bóg chce być z nami w naszych nieraz bardzo popapranych życiowych sytuacjach - czeka cierpliwie i z miłością, byśmy odkryli, że błoto naszych grzechów to nie jest naturalna przestrzeń życia. Chce nam pomóc dojść do miejsca, gdzie będziemy mogli się rozwijać - opowiadała.
S. Teresa poprosiła zebranych, by nie zapominali o tym, że Bóg wszelki trud i cierpienie ogarnia swoją miłością. Zwróciła uwagę na trzcinę, którą Chrystus trzyma w dłoni na obrazie Adama Chmielowskiego i przyznała, że ona najbardziej odnajduje się właśnie w niej.
- Nasze życie jest często słabe i kruche jak ta trzcina. Ale w dłoni Boga nabiera zupełnie innego kształtu - może mieć wartość berła, gdyż chwałą Boga jest człowiek żyjący prawdziwie. I tutaj rodzi się pytanie: w czyjej dłoni chcę, by było moje życie? Bo tylko w dłoni Chrystusa będzie ono na chwałę Boga - wyjaśniła. Przestrzegła też zgromadzonych, by na modlitwie kończącej spotkanie nie przyjmowali Jezusa jako Pana i Zbawiciela wyłącznie słowami.
- One muszą mieć przełożenie na naszą codzienność. Nie mogą być ważne jedynie wtedy, kiedy siedzę na barce i śpiewam religijne piosenki. Ale przede wszystkim wtedy, gdy wnerwi mnie mój sąsiad, gdy pojawi się choroba, gdy ktoś powie mi coś trudnego - tłumaczyła albertynka.