Prof. Janusz Skalski zapewnia, że na kierowany przez niego oddział kardiochirurgii i intensywnej opieki kardiochirurgicznej będą przyjmowane wszystkie wymagające tego dzieci.
- To, co stało się pod koniec ub. tygodnia, kiedy dwa noworodki zostały przetransportowane z jednego z krakowskich szpitali położniczych do szpitala na Śląsku, to był jednorazowy incydent.
Co więcej, dzieci zostały tam odesłane wbrew mojej woli. Dyrekcja Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimu została wtedy jednak postawiona przed dramatycznym do rozwiązania problemem, czyli pomiędzy zobowiązaniami wobec społeczeństwa a prawem pracy - komentuje prof. Skalski.
Chodzi o to, że 26 spośród 33 zatrudnionych w USD anestezjologów wypowiedziało klauzulę opt-out. W efekcie nie pracują więcej niż 48 godzin w tygodniu, co mocno skomplikowało możliwość obsadzenia dyżurów odpowiednią liczbą lekarzy.
Tak się złożyło, że w ub. tygodniu na świat przyszło czworo dzieci z poważnymi wadami serca. Neonatolodzy ze szpitala, w którym się urodziły, chcieli natychmiast przewieźć je do Prokocimia. Tam jednak problemy kadrowe spowodowały, iż dyrekcja zdecydowała o nieprzyjęciu dwojga z nich.
- Neonatolodzy zadziałali zbyt szybko i nerwowo, bo tak naprawdę te dzieci mogły poczekać kilka dni i ich życie nie byłoby zagrożone. Co więcej, najbardziej bezpiecznym czasem na podjęcie interwencji kardiochirurgicznej jest dopiero 9 doba po urodzeniu. Dlatego bardzo ubolewam nad tym, jak ta sprawa się potoczyła. Zdecydowałem też, że na oddział będę przyjmował wszystkie potrzebujące tego dzieci - powiedział prof. Janusz Skalski.
Nie kryje też, że kardiochirurgia dziecięca jest jedną z najbardziej kosztownych dziedzin medycyny, a wszystkie procedury od dawna są niedofinansowane.
- Finanse przeznaczane w Polsce na służbę zdrowia stawiają nas na szarym końcu Europy, nawet za Albanią. Z zazdrością i uznaniem patrzę natomiast na Czechy, Słowację, Litwę czy Estonię, gdzie medycyna też miała problemy, a teraz jest na świetnym poziomie - zauważa profesor.
Problemu nie da się jednak rozwiązać na poziomie jednego szpitala. Tu co najwyżej można tylko przesuwać anestezjologów z innych oddziałów lub wpisywać na dyżury chirurgów. Kolejnym pomysłem jest ułatwienie nostryfikacji lekarzom ze Wschodu, rodzinom repatriantów, którzy chcą mieszkać w Polsce i tu pracować.
W związku z sytuacją z ub. tygodnia dyrekcja USD wydała też specjalne oświadczenie. Zapewnia w nim, że pomimo trudności kadrowych, USD zabezpiecza opiekę nad pacjentami w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia oraz w miarę możliwości realizuje zabiegi i leczenie planowe.
"Pacjenci kardiologiczni przyjmowani są na bieżąco. Ewentualna odmowa przyjęcia z powodu braku miejsc jest poprzedzona analizą, w jakim stanie znajduje się dany pacjent i czy placówka, w której przebywa, zapewni mu wystarczającą opiekę w czasie oczekiwania na wolne miejsce w naszym szpitalu. Noworodki z wadami serca wymagające natychmiastowego wdrożenia leczenia są przyjmowane na Oddział Kardiologii Dziecięcej lub Patologii i Intensywnej Terapii Noworodka, jeżeli jednostka kierująca nie jest w stanie ich zabezpieczyć do czasu przygotowania miejsca na Oddziale Kardiochirurgii. W omawianym przez media przypadku, stan pacjentów nie wymagał natychmiastowej interwencji kardiochirurgicznej, a kierująca jednostka posiadała w swojej strukturze oddział intensywnej terapii dla noworodków, była więc w stanie zabezpieczyć pacjentów do czasu przyjęcia do naszego szpitala" - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez Natalię Adamską-Golińską, rzeczniczkę szpitala .