U krakowskich franciszkanów po raz kolejny modliła się wspólnota hiszpańskojęzyczna. Odbyła się też barwna fiesta bożonarodzeniowa.
Wszystko szło dobrze, aż w którymś momencie, kiedy Matka Boża prała pieluchy małego Jezuska, kot zakradł się podstępnie i porwał czekoladę przeznaczoną dla Dzieciątka! Już z tego zdania widać, że Boże Narodzenie w Ameryce Łacińskiej jest obchodzone nieco inaczej niż w Polsce. A jak, można było zobaczyć 10 grudnia w krakowskiej bazylice franciszkanów. Od ponad 20 lat działa tu duszpasterstwo hiszpańskojęzyczne. Odprawiane są Msze św. po hiszpańsku oraz organizowane rozmaite spotkania. To zasługa o. Ryszarda Jarmuża, który wiele lat spędził w krajach Ameryki Łacińskiej, zna tamtejszych ludzi, ich język i obyczaje. Tym razem także odprawił Mszę św. i wygłosił homilię. A potem zaczęła się fiesta!
W sztuce o długiej i skomplikowanej fabule (to tu kot porwał Maryi czekoladę przeznaczoną dla Dzieciątka), odegranej przez dzieci z British International School Cracovia (z niewielką pomocą dorosłych), pokazano przybycie św. Mikołaja. Oczywiście, skończyło się na wręczaniu prezentów. Uczennice BISC odtańczyły kolejno taniec indyjski i dały pokaz klasycznego baletu europejskiego. Śpiewano kolędy, z małymi wyjątkami całkowicie różne od znanych w Polsce. Tancerze ze szkoły tańca Tango Virra odtańczyli ten taniec. Potem o. Jarmuż opowiedział o polskim zwyczaju dzielenia się opłatkiem w Wigilię, poświęcił opłatki i kiedy wydawało się, że gorąca atmosfera trochę się uspokoiła, do auli bł. Jakuba przy akompaniamencie pisku dzieci wjechały dwie wielkie kule z rogami.
Taka wykonana z masy papierowej i tektury kula nazywa się piñata (piniata). Siedem rogów symbolizuje siedem grzechów głównych, a sama kula przedstawia diabła. Diabła trzeba walić grubym kijem, żeby pozbawić go rogów, a w końcu całkowicie roztrzaskać. Takie zwycięstwo nad złem jest natychmiast nagradzane - wewnątrz piñaty są cukierki. Zaczynają najmłodsi. Mają trudno, bo są mali i słabsi (choć niektórzy niezwykle dożarci, zwłaszcza dziewczynki), więc pozwala się im patrzeć, w co walą kijem. Dla starszych są utrudnienia - zawiązuje im się oczy, a dodatkowo dla dezorientacji obraca kilkakrotnie w koło. Widzowie powinni trzymać się z daleka, bo nigdy nie wiadomo, kiedy wymachujący na oślep grubym drągiem uczestnik trafi w piñatę, a kiedy w głowę widza. W końcu diabeł pęka i całe towarzystwo rzuca się na cukierki jak krakowskie gołębie na ziarno. Zanim pogromca szatana zdąży zdjąć opaskę z oczu, już jest posprzątane. Tym razem piñaty były dwie i w jedną pozwolono nawet tłuc dorosłym, ale tylko na początku. A to dlatego, że piñata nie pęknie, zanim się jej najpierw porządnie nie obije, więc dorośli tylko zaczynali, w końcu to zabawa dla dzieci!
Kiedy emocje opadły, podzielono się opłatkiem i wszyscy ruszyli do stołów, na których piętrzyły się potrawy. Degustację zapewniła Fundacja "Kultura Meksykańska", a dołożyli się do niej wszyscy członkowie społeczności w Krakowie. Fiestę zaszczycili ważni goście, wśród nich konsul Peru Ernesto Pinto Bazurco i ambasador, a właściwie ambasadorka muzyki latynoskiej w Polsce Mili Morena. A nikt chyba nie miał wątpliwości, że rzecz cała nie odbyłaby się, gdyby nie państwo Eva i Felix Malagowie, którzy są motorem napędzającym różne cenne inicjatywy w Krakowie. "Feliz Navidad y prospero Ano Nuevo! Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!” - życzyli sobie wszyscy nawzajem.
Gdy Maryja prała pieluchy Jezuska, podstępny kot porwał czekoladę przeznaczoną dla Dzieciątka Grzegorz Kozakiewicz