Mateusz Marek nie kryje, że nad jego podróżą czuwała Opatrzność. – Wciąż trudno mi uwierzyć w pewne rzeczy, które wydarzyły się na szlaku – począwszy od pierwszej nocy, którą spędziłem w trzygwiazdkowym hotelu... bez płacenia. Zapytałem wtedy tylko, czy mógłbym obejrzeć mecz, który akurat rozgrywała nasza reprezentacja, a właściciel zaproponował gościnę – opowiada 20-latek. Gdy leżał już w wygodnym łóżku, nad miejscowością przeszła mocna burza. Ostatniego dnia chłopak dostał natomiast buty – w prezencie od sprzedawcy na targu w Santiago. Zobaczywszy te, w których Mateusz przyszedł z Krakowa, złapał się za głowę i pozwolił mu wybrać nowe. – Doświadczanie takich małych cudów było dla mnie dowodem na to, że Drogą św. Jakuba nie szedłem sam. Szedł ze mną Pan Bóg. Za łaskę wiary, którą we mnie wzmocnił, jestem Mu bardzo wdzięczny – zapewnia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.