O tym, dlaczego śp. Helena Kmieć może być dla młodzieży wzorem do naśladowania, z biskupem seniorem archidiecezji krakowskiej Janem Zającem, a prywatnie bratem dziadka zamordowanej wolontariuszki, rozmawia Monika Łącka.
Monika Łącka: Kard. Stanisław Dziwisz, który przez prawie 40 lat pracował u boku Jana Pawła II, często powtarza, że czuje jego obecność i wsparcie z nieba, i że o tę pomoc w wielu kwestiach go prosi. Czy i Ksiądz Biskup, będąc spokrewnionym z Helenką, również może powiedzieć, że jest blisko i wyprasza u Boga potrzebne łaski?
Bp Jan Zając: Jeśli człowiek wierzy, że śmierć nie rozdziela, ale jeszcze bardziej łączy, to uczestniczy w tajemnicy świętych obcowania i jest blisko z tymi, którzy odeszli do wieczności. Helenkę znałem od maleńkości, dlatego ten kontakt jest ułatwiony i myślę, że i ona tę więź odczuwa, a szczegóły życia, które powinny pozostać w sferze prywatności, wskazują, iż ta łączność jest bardzo konkretna.
Na biurku mam jej zdjęcie, z którego uśmiecha się do mnie i "puszcza oko". Patrząc na nią, mówię: "Helenko, czuwaj i pomagaj, bo po to tam jesteś u Boga...". Dzielę się też z nią różnymi sprawami - i radosnymi, i trudnymi. Dzielę się nimi również z moimi śp. rodzicami i rodzeństwem, jednak ze względu na to, że pamięć o Helence jest wciąż świeża, a wokół niej wytworzyła się specyficzna atmosfera, to znalazła się ona na pierwszym miejscu wśród bliskich w niebie.
Rok po śmierci Helenki często słyszy się, że ona poszła do nieba i teraz tam żyje. Ksiądz Biskup też myśli o Helence jako o osobie, która jest blisko Boga?
Słowa: "Helenka poszła do nieba" powiedziałem do jej rodziców, przekazując wiadomość o śmierci ich córki. Z tymi właśnie słowami wszedłem do ich domu, gdy mama Helenki zobaczyła mnie i zapytała, co się stało. I to nie było tylko zdawkowe powiedzenie, bo miałem świadomość, co ta dziewczyna zrobiła i na co się zdecydowała. Oczywiście, wszystko jest w rękach Boga i nie nam oceniać drugiego człowieka, jednak patrząc na Helenkę - na jej życie i okoliczności śmierci - jesteśmy przekonani, że jest już w rękach miłosiernego Boga. Że przeszła już swoją drogę prowadzącą do zbawienia, czyli właśnie do nieba, które jest jej nagrodą za życie, jakie prowadziła, i przykład, jaki nim dawała. Pamiętajmy jednak, że to, czy człowiek jest zbawiony, może potwierdzić tylko Kościół, poprzez proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny.
Patrzy więc Ksiądz Biskup na Helenkę jak na przyszłą błogosławioną? Jej rodzinna parafia św. Barbary w Libiążu z myślą o procesie beatyfikacyjnym zbiera wspomnienia, świadectwa - także łask otrzymanych od Boga za przyczyną Helenki, dokumentuje pielgrzymki do jej grobu. Wiele osób prosi też o modlitwę za jej wstawiennictwem.
Wszystko jest w rękach Boga - nie możemy niczego Mu narzucać ani przyspieszać. Proces jest jednak przewidywany, bowiem istnieje powszechna opinia, że Helenka jest kandydatką do ogłoszenia jej błogosławioną, i że może wstawiać się za nami oraz być wzorem do naśladowania.
Wiele faktów wskazuje również, że - będąc u Boga - służy ludziom, ponieważ spełniają się prośby kierowane do Niego poprzez wstawiennictwo Helenki. W ten sposób wynagradzane jest więc jej piękne życie i całkowite zawierzenie się Bogu, aż do gotowości oddania Mu swojego życia, złożenia go w ofierze.
W tym miejscu warto przypomnieć, że w lipcu 2017 r. papież Franciszek ogłosił dokument w formie motu proprio "Maiorem hac dilcetionem", poprzez który wprowadził trzecią, obok męczeństwa i heroiczności cnót, drogę do uznania człowieka błogosławionym lub świętym. Chodzi "o tych chrześcijan, którzy najściślej idąc śladami i za nauczaniem Pana Jezusa, ofiarowali z własnej woli i w sposób wolny życie za innych, i wytrwali w tym postanowieniu aż do śmierci".
Wspomniał Ksiądz Biskup, że Helenka może być wzorem do naśladowania. Dla kogo przede wszystkim?
O Helence mówię zwłaszcza podczas spotkań z młodzieżą bierzmowaną. Od rodziców Helenki dostałem krzyżyk, który nosiła podczas misji w Zambii, gdzie przez kilka miesięcy pracowała jako wolontariuszka wśród dzieci ulicy. Skoro bierzmowani otrzymują krzyż, to mówię im, że przyjmują go nie tylko jako pamiątkę bierzmowania, ale mają świadczyć o Chrystusie Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym i o Jego miłosiernej miłości tak, jak to robiła Helenka poprzez posługę drugiemu człowiekowi - w imię Chrystusa, z całym pięknem młodzieńczego zapału.
Młodzi mogą się jednak przestraszyć, że pójście w ślady Helenki niesie za sobą ryzyko, iż Bóg za wcześnie wezwie ich do siebie, a oni przecież chcą żyć...
Helenka też pragnęła żyć! Oddała się jednak do dyspozycji Bogu, by to On decydował, co ma robić. Starała się mężnie wyznawać wiarę, rozpoznawać wolę Bożą wobec niej i wypełniać zadania, jakie Pan Jezus przed nią stawiał. Najważniejszym była miłość - Boga i bliźniego. Wykorzystywała wszystkie swoje talenty (a miała ich wiele), by służyć Chrystusowi i drugiemu człowiekowi. Żyła też pełnią życia - zewnętrznego i wewnętrznego, które pomagało jej stawać się współczesną, pełną entuzjazmu i radości apostołką. Podziwiałem ją, ale nigdy nie myślałem, że "kroi się" nam nowa święta. Natomiast teraz obserwuję, jak Pan Bóg posługuje się Helenką i poprzez jej osobę oraz świadectwo jej życia wskazuje - szczególnie młodym - możliwość spełnienia wobec nich zamierzeń i planów Bożych, z gotowością oddania siebie Bogu i ludziom. Mówię również młodym: Helenka poszła do nieba i dlatego warto pięknie żyć.