W roli przewodniczącej parafialnego komitetu organizacyjnego ŚDM Kraków 2016 Helena sprawdziła się znakomicie.
- Na pracę w komitecie zdecydowała się dość późno, bo miała dużo obowiązków, a chciała wszystko ze sobą pogodzić. Ale jak już przyszła, to prace ruszyły pełną parą. Wcześniej, rzecz jasna, też pracowaliśmy, ale może trochę ślamazarnie. A ona wniosła w naszą grupę nowego ducha. Powiedziała: "Zróbmy to radośnie i z uśmiechem, niech to nie będzie rzemiosło, tylko artyzm". Już po pierwszym spotkaniu wiedzieliśmy, że będzie dobrze - wspomina ks. Janusz Grodecki, wikariusz w parafii św. Barbary.
Choć Helena pracowała jako stewardessa, starała się być dyspozycyjna. Potrafiła więc w dzień działać w komitecie, w nocy lecieć w rejs, wrócić nad ranem i na nowo rzucić się w wir ŚDM-owej pracy.
- Zarażała optymizmem i zawsze wiedziała, jak i co należy zrobić. Potrafiła też skupiać ludzi nie obok siebie i nie wokół siebie, tylko wokół problemu, który trzeba rozwiązać i zorganizować. A gdy już coś brała w swoje ręce, okazywało się, że sprawa jest prostsza, niż się wydawało - przyznaje ks. Janusz.
Zdarzało się też, że Helena była wysyłana na "misje specjalne", czyli do załatwienia trudnych i podbramkowych sytuacji. Zawsze wracała z uśmiechem, mówiąc, że zrobione.
- Pewnie sprawdziłaby się jako negocjatorka w jakiejś dużej firmie - śmieje się ks. Grodecki i dodaje już bardzo poważnie: - To była bardzo dojrzała dziewczyna, twardo stąpająca po ziemi. Helena, nie Helenka. Zawsze mówiła, że nie szuka chłopaka, ale kandydata na męża. Po powrocie z Boliwii miała się zaręczyć, planowała założenie rodziny...
Ks. Janusz przyznaje też, że choć w parafii poważnie myśli się o zbieraniu dokumentacji, która kiedyś będzie pewnie potrzebna do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego, to tę sprawę należy przede wszystkim zostawić w rękach Boga.
- Dlatego tonujemy nastroje i sztucznie nie podsycamy kultu ani pamięci, tylko czekamy i modlimy się, a raz w miesiącu mamy adorację Najświętszego Sakramentu, podczas której rozmawiamy z Bogiem o Helence - mówi ks. Janusz.