Siedem lat temu pan Jerzy Kozek poważnie zachorował. Zdrowie odzyskał pół roku później, w niezwykłych okolicznościach. – Stał się cud – mówi jego żona Regina.
Zaczęło się niewinnie – wiosną 2011 r. tryskający do tej pory energią pan Jerzy nagle zaczął źle się czuć i tracić siły. Gdy wkrótce nie mógł już poruszać rękami, a problemem stało się utrzymanie głowy w pionie, sprawa stała się bardzo poważna. Trafił do szpitala, ale lekarze tylko bezradnie rozłożyli ręce i nie potrafili powiedzieć, co się dzieje. W końcu córka, widząc, że ojciec nie jest w stanie nawet się ogolić, zdecydowała, że zawiezie go na zabiegi rehabilitacyjne, by ktoś wymyślił, jak mu pomóc. Dobrze zrobiła, bo to właśnie tam padło podejrzenie, że być może jest to miastenia – autoimmunologiczna choroba atakująca i niszcząca mięśnie. Objawy się zgadzały: panu Jerzemu powieki same opadały, poruszanie stało się prawdziwym wyzwaniem, a głowę trzeba było podtrzymywać, żeby mógł jeść.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.