W Krakowie odbył się pogrzeb Mieczysława Święcickiego, aktora i pieśniarza kabaretu "Piwnica pod Baranami".
Artysta, związany z "Piwnicą" od 1958 r., zmarł w niezwykły sposób wieczorem 5 lutego w 82. roku życia, przysiadłszy w drodze do domu na ławce na krakowskich Plantach. Pożegnali go 15 lutego w kościele Mariackim i na cmentarzu Rakowickim - rodzina, duchowieństwo, przyjaciele i liczni miłośnicy jego twórczości. Mszy św. przewodniczył ks. infułat Jerzy Bryła, wieloletni duszpasterz artystów krakowskich, znający bardzo dobrze M. Święcickiego.
- Pan Mieczysław bardzo aktywnie uczestniczył w życiu kulturalnym Krakowa. Nie był odludkiem, garnął się do ludzi. Ostatnio widzieliśmy się w styczniu na opłatku artystów u księdza metropolity Marka Jędraszewskiego - wspominał ks. Bryła dodając, że M. Święcicki zawsze snuł ciekawe opowieści.
- Będąc kiedyś na jednym z jego benefisów w Starym Teatrze gdzie niegdyś występował jako aktor, usłyszałem jedną z nich. Opowiadał barwnie swój życiorys, wszyscy dosłownie "zawiśli u jego warg". Zauważywszy, że opowieść podoba się słuchaczom, powiedział z rozbrajającym uśmiechem: "Przepraszam bardzo, ale coś co ma być ciekawe, nie zawsze musi być prawdziwe”. Bo on wiele zmyślał, żeby uprzyjemnić ludziom swój występ i zrobić go ciekawszym. Było to jednak urocze. Należał do ludzi, którzy od pierwszego wejrzenia chwytali za serce. Mam nadzieję, że w zaświatach będzie mu dobrze i wesoło - mówił ks. Bryła.
Jak również zaznaczył, Mieczysław Święcicki należał od osób, które nie zakopały swego talentu i które swoim talentem służyły bliźnim. Był wśród ostatnich, ulubionych uczniów Mieczysława Kotlarczyka w Teatrze Rapsodycznym. Tam poznał Karola Wojtyłę, który niegdyś w Teatrze Rapsodycznym występował.
Zmarłego żegnał w kazaniu znający go równie dobrze o. Wiesław Dawidowski OSA, prowincjał augustianów.
- Św. Paweł postawił przed nami wielki ideał życia według ducha, oderwania się od więzienia ciała, które tak często sprawia nam wiele kłopotów ze swoimi pożądliwościami, namiętnościami a także chorobami. Ideał życia wg ducha Chrystusowego, tak wzniosły, że aż nieosiągalny dla przeciętnego śmiertelnika, a cóż dopiero dla artysty, żyjącego wieloma autokreacjami, aktora wdziewającymi maski jego kolejnych odsłon własnej duszy, pieśniarza pragnącego w pieśni wyrazić swoje tęsknoty za najczystszym pięknem i największą prawdą. Cóż nam, zwykłym śmiertelnikom, dotkniętym pragnieniem urzeczywistniania tego co duchowe, po obietnicach osiągnięcia piękna i prawdy w odległej wieczności? Czyż nie liczy się to, co tu i teraz? Ach, gdyby tak zatrzymać chwilę i nie udać się za szybko w ostatnią podróż - mówił kaznodzieja dodając, że Mieczysław Święcicki - krakowski "Książę nastroju", jedna z barwniejszych postaci "Piwnicy pod Baranami", czarujący aparycją i uwodzący głosem, dobrze rozumiał słowa św. Augustyna: "pragnąłem kochać i być kochanym".
Po Mszy św. trumna z ciałem pieśniarza została przewieziona na cmentarz Rakowicki, gdzie spoczęła w Alei Zasłużonych.
Wśród przyjaciół żegnających zmarłego byli m.in. artyści „Piwnicy pod „Baranami”: Tadeusz Kwinta, Mieczysław Obłoński i Leszek Wójtowicz, a także m. in. Andrzej Zieliński ze "Skaldów", bracia Lesław i Wacław Janiccy, aktorzy Teatru Cricot 2 Tadeusza Kantora, poseł Józef Lassota - b. prezydent Krakowa, Jolanta Janus, animatorka kultury.
W "Piwnicy pod Baranami” występował wielokrotnie ze Święcickim Mieczysław Obłoński. - Pięknie wykonywał piosenki napisane dlań przez Zygmunta Koniecznego, m.in. sonet Piotra Ronsarda "Chłodny mi całus dałaś", czy zabawną "Balladę o ogonie" do słów Tadeusza Kubiaka. Potem razem śpiewaliśmy rozmaite wesołe pieśni kabaretowe, np. parodię z urywków różnych arii Händla - opowiadał Obłoński.
Wspominały zmarłego także osoby znające go bliżej w ostatnich latach. - Przyjaźniliśmy się, mieliśmy wspólne plany artystyczne, m.in. na koncerty w Wielkopolsce - mówiła Anna Cisak, urzędniczka a zarazem pieśniarka, która na cmentarzu, nad trumną Święcickiego, odczytała wiersz Józefa Ignacego Kraszewskiego "Dwa słowa - kocham Ciebie".
- Był wspaniałym człowiekiem, przyjacielem naszego domu. Cała moja rodzina go kochała. Od 10 lat przynajmniej raz w tygodniu odwiedzałam go, robiąc m.in. masaże, wzmacniając go. "Co byś chciała Kasiu?" - pytał. "Mieciu! Najważniejsze dla nas jest to, że Ty nadal występujesz" - odpowiadałam - wspomina z kolei Katarzyna Woźniak, pielęgniarka, zajmująca się również dietetyką.
Zmarłego pieśniarza znał również Zbigniew Bąk, wieloletni pracownik administracyjny Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Chodziliśmy do szkół w Jarosławiu i to zawiązało do końca nić sympatii i przyjaźni między nami. Poznaliśmy się jednak dopiero w Krakowie. Bywał na spotkaniach Stowarzyszenia Miłośników Jarosławia - wspomina znajomy.
- Nigdy nie poznałem go osobiście, choć wielokrotnie słyszałem na żywo jego występy w latach 60. w "Piwnicy pod Baranami". Zawsze mnie wzruszały. Do dzisiaj puszczam sobie często z płyt i taśm nagrania jego piosenek. Zbliżało mnie do niego także i to, że był kresowianinem z pochodzenia, podobnie jak moi rodzice - powiedział natomiast Ryszard Defort, miłośnik pieśni wykonywanych przez "Księcia nastroju".
Czytaj także: