Po 29 czerwca, gdy ogłosiła, że 20-letni Kamil, który miał oparzone 95 proc. powierzchni ciała, czuje się dobrze, jakby zapadła się pod ziemię. – Rzuciłam wtedy tylko hasło ku pokrzepieniu serc – mówi dwa miesiące później dr hab. n. med. Anna Chrapusta.
Na rozmowę z nią umówić się nie jest łatwo. Kolejny najbliższy wolny termin? Początek grudnia. Pracuje w zasadzie bez wytchnienia. Stara się tylko strzec czasu zarezerwowanego dla najbliższych, choć i z tym bywają problemy, bo przecież ludzie ulegają wypadkom o każdej porze. Najczęściej jednak dzieje się to w dzień, a do szpitala trafiają wieczorem, więc operacje trwają do późnej nocy. Docent Anna Chrapusta, kierownik działającego przy krakowskim Szpitalu im. Ludwika Rydygiera Małopolskiego Centrum Oparzeniowo-Plastycznego i Replantacji z Ośrodkiem Terapii Hiperbarycznej, ordynator Oddziału Oparzeń i Oddziału Chirurgii Plastycznej, zastrzega jednak, że przypadki, które chętnie pokazują media, są jedynie częścią jej pracy i nie chce być identyfikowana tylko z nimi. Zajmuje się też bowiem chirurgią plastyczną i rekonstrukcyjną, leczy wady wrodzone – zwłaszcza rąk, deformacje pourazowe, stany nowotworowe. Z pasją wykonuje również zabiegi chirurgii estetycznej, niesłusznie uznawanej za kaprys człowieka. – One w ogromnym stopniu leczą też psychikę. Mam pacjentów, którzy byli na granicy depresji, odejścia z pracy, a po operacji stali się szefami w swoich firmach, ludźmi pewnymi siebie, otwartymi, nawiązującymi nowe kontakty – tłumaczy sławna mikrochirurg, o której mówią, że ma złote ręce i że jest lekarką od przypadków trudnych, źle rokujących, beznadziejnych wręcz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.