Z okazji trwającego Tygodnia Misyjnego swoim świadectwem pobytu na misjach w Kazachstanie dzieli się Dominika Jurzec z Wolontariatu Misyjnego Salvator.
Krzyż misyjny otrzymałam 1 maja br., podczas ogólnopolskiego spotkania Wolontariatu Misyjnego Salvator. Zostałam posłana do Atyrau – miasta leżącego w zachodnim Kazachstanie. Na początku września wraz z dwojgiem wolontariuszy pojechałam tam na miesięczną posługę misyjną. Do moich obowiązków należało prowadzenie zajęć w Centrum dla Dzieci i Młodzieży, udzielanie dzieciom korepetycji, wsparcie sióstr elżbietanek w pomocy ubogim oraz wykonywanie prac gospodarczych przy parafii. Był to mój czwarty i chyba najgłębiej oraz najbardziej dojrzale przeżyty wyjazd jako wolontariuszki misyjnej.
Miesiąc. Dla jednych to dużo czasu, dla innych – zaledwie chwila. Dla mnie miesiąc spędzony w Kazachstanie stał się jedną z ważniejszych lekcji w życiu. Lekcją bezwarunkowej miłości do drugiego człowieka.
Paradoksalnie do Atyrau pojechałam właśnie po to, by dzielić się miłością z innymi poprzez swój czas, uśmiech i obecność. Oczywiście, tak też było, ale to dopiero tam mogłam uczyć się tej miłości w pełnym wymiarze. Tam zobaczyłam, na czym polega prawdziwa służba drugiemu człowiekowi. Miałam świetnych nauczycieli – siostra Zyta, siostra Teresa i ks. Dariusz, posługujący na co dzień w parafii Przemienienia Pańskiego w Atyrau, to ludzie o wielkich sercach, którzy poświecili wszystko, by być z tymi, którzy potrzebują ich obecności. To właśnie obecność jest w tym wszystkim najważniejsza. Głównym zadaniem misjonarza jest po prostu być z tymi, do których jest posłany.
Tak często z łatwością przychodzi nam ocenianie, wydawanie sądów czy przypinanie etykietek drugiemu człowiekowi. Na innych patrzymy też przez pryzmat wyznawanej przez nich wiary. Pobyt w zachodniej części Kazachstanu, gdzie muzułmanie stanowią około 90 proc. społeczeństwa, zdecydowanie zmienia spojrzenie na pewne sprawy. Człowiek zadaje sobie pytania i nie potrafi zrozumieć tak powszechnego, szczególnie w ostatnim czasie, braku tolerancji, lęku, a nawet nienawiści kierowanej w stronę osób o innym wyznaniu.
Wśród tych, których spotykaliśmy każdego dnia – także wśród dzieci, które przychodziły na prowadzone przez nas zajęcia oraz tych, którym staraliśmy się w różny sposób pomagać, było wielu muzułmanów. Jednak nikomu z nas nawet nie przyszło do głowy, że mogłoby to mieć jakiekolwiek znaczenie. Nikt nie próbował segregować ich w głowie ze względu na wyznanie. Staraliśmy się do wszystkich podchodzić z taką samą otwartością, z jaką oni przyjmowali nas. Ważną wskazówką dla mnie stały się słowa księdza Dariusza, który powiedział, że jest Pasterzem nie tylko dla kilkunastu, czy kilkudziesięciu osób, które uczestniczą w życiu Kościoła, ale dla wszystkich, którzy mieszkają w miejscu, do którego został posłany, bez względu na wyznanie. Dlatego również ja, choć zostałam posłana do Kazachstanu zaledwie na miesiąc, starałam się ze wszystkich sił być dla każdego, kto stanie na mojej drodze – starałam się zobaczyć w nim Chrystusa. Miałam niesamowite szczęście spotkać ludzi, którzy stali się dla mnie wzorem osoby oddanej Bogu i bliźniemu, ludzi, którzy stali się moimi nauczycielami. To dzięki nim byłam gotowa nie raz przełamywać swoje granice dla drugiego człowieka.
Nie sposób opisać w kilku zdaniach wszystkiego, czego doświadczyłam w Kazachstanie. Był to czas radości z małych rzeczy i radości ze spotkania z drugim człowiekiem. Duży uśmiech na mojej twarzy wywołuje fakt, że Ismail nauczył się pisać swoje imię, a Adelina nie tylko szybko nauczyła się dzielić, ale też coraz mniej wstydzi się czytać, a nawet sama rwie się do nauki. Kto pracuje z dziećmi, wie ile praca ta niesie ze sobą satysfakcji. Czas spędzony z najmłodszymi był da mnie wielką radością, ale również nauką. Szczerość i spontaniczność dzieci są czymś niesamowitym. Dostałam od nich więcej, niż sama im dałam. Słowa "Spójrz w oczy dziecka – zobaczysz w nich Boga" nabrały dla mnie nowego znaczenia.
Był to również czas doświadczania wspólnoty i radości wiary. To czas smutku i wzruszenia. Smutku spowodowanego moją bezsilnością, kiedy widzę krzywdę i cierpienie drugiego człowieka, a moja pomoc niewiele może zmienić. Wzruszenia, kiedy uświadamiam sobie, jak wiele otrzymuję każdego dnia oraz kiedy ktoś jest mi niezmiernie wdzięczny tylko za to, że poświeciłam mu chwilę swojego czasu. To w końcu też łzy związane z pożegnaniem. Pożegnaniem z ludźmi, którzy nie są mi już obojętni.
Miesiąc spędzony w Kazachstanie był dla mnie również czasem, w którym szczególnie doświadczyłam mocy modlitwy. Zarówno modlitwy nas wszystkich w intencjach związanych codziennym funkcjonowaniem Administratury Apostolskiej Atyrau, jak i modlitwy tych, którzy wspierali mnie w czasie mojej misji. To właśnie dzięki niej w moim sercu panował pokój, to ona dodawała mi sił. Modlitwa ma wielką moc. Bardzo ważne jest, by pamiętać w modlitwie o misjonarzach, którzy potrzebują naszego wsparcia. A ja szczególnie proszę wszystkich o modlitwę za Kazachstan, który stał się częścią mojego serca.