Gdy przed laty pani Jagoda przygotowywała oazową Drogę Krzyżową na Wielki Piątek, by odwzorować odgłos towarzyszący przybijaniu Jezusa do krzyża, tłukła starym łomem o podest, a dźwięk nagrywała na kasetę.
Do nowohuckiej oazy dołączyła wiele lat temu, tuż po ukończeniu VI klasy szkoły podstawowej. Jak mówi, od zawsze o tym marzyła. Niedawno, gdy świętowała jubileusz 40-lecia w oazie, zrozumiała, że jest to dla niej czas na rachunek sumienia i zastanowienie się, co zrobiła z darami, które zyskała dzięki wspólnocie. Czy te wszystkie ideały, wartości i to, że wybrała Jezusa jako Pana i Zbawiciela, trwają i dają owoce w dorosłym życiu? Nie chodzi przecież o to, by przy okazji rocznicy tylko wspominać, ale żeby pielęgnować w sercu te treści, wartości i relacje, które za każdym razem odnawiamy w konfesjonale, na modlitwie czy podczas spotkań.
Do tańca i do Różańca
Pani Jagoda zaczynała formację w małej grupie, a cała wspólnota liczyła wtedy ok. 30–40 osób. Przełomowym wydarzeniem, które utwierdziło ją w chęci bycia w Ruchu Światło–Życie, były rekolekcje wakacyjne 0 stopnia Oazy Nowego Życia. W tym czasie nie było stopni Oazy Nowej Drogi, która obecnie przeznaczona jest dla gimnazjalistów.
– Po „zerówce” pojechałam na kolejne stopnie – 1, 2 i 3. Po nich kurs animatorski wydawał się naturalną sprawą. Później przeżywałam każde rekolekcje jako animatorka, a następnie ksiądz zaproponował mi posługę moderatorki. Ostatni raz byłam na oazie w 2003 roku – opowiada.
W parafii św. Józefa animatorzy wraz z księdzem moderatorem zawsze działali bardzo aktywnie. Oazowicze mieli spotkania ogólne, muzyczne, wyjazdy oraz dodatkową Mszę św. raz w miesiącu. – Najbardziej podobało mi się, że mogliśmy tę oazę współtworzyć. Organizowaliśmy w parafii przeróżne dzieła: kolędowanie, akcje charytatywne, przedstawienia, prowadziliśmy Drogi Krzyżowe i inne nabożeństwa. W tym wszystkim odkrywaliśmy i rozwijaliśmy swoje talenty. Przeżywaliśmy je nie na własną chwałę, ale z parafią. Byliśmy do tańca i do Różańca – śmieje się pani Jagoda i dodaje, że ówczesny ksiądz proboszcz Stanisław Podziorny był bardzo otwarty na pomysły młodych. – Niczego nam nie zabraniał, ufał i czuwał, żeby wszystko szło w dobrym kierunku. Wiele mu zawdzięczamy jako oaza – zapewnia.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się