Pożar, który wybuchł 25 stycznia, w kilka chwil pozbawił 4-osobową rodzinę z Bieńkówki wszystkiego, także dachu na głową. By odbudować dom, potrzebują pomocy.
Dobrze, że jeszcze nie spaliśmy, bo mogło dojść do tragedii - mówi Marta Kowalska, która wraz z mężem i dwojgiem małych dzieci mieszka obecnie w mieszkaniu socjalnym. Dostali je od władz gminy Budzów, która natychmiast zareagowała na nieszczęście, i do końca roku nie muszą za nie płacić.
- Była godz. 20.45. Gdy zaalarmowała nas sąsiadka, nie wiedzieliśmy, że coś się dzieje. Dopiero kiedy otworzyłam drzwi, buchnął dym, a potem już wszystko stało w ogniu - opowiada M. Kowalska.
Na szczęście wszyscy zdążyli szybko opuścić płonący dom (na który rodzina wzięła kredyt) - tak, jak stali, nic nie zabierając ani nawet się nie ubierając, bo nie było już na to czasu.
- Sąsiadka mówiła, że nieco wcześniej widziała, iż koło naszego domu stał jakiś człowiek, paląc papierosa. Być może nieumyślnie rzucił go w słomę i dlatego wybuchł pożar, jednak wiemy też, że jedna z desek była wyłamana. Straciliśmy to, co mieliśmy, ale dobrze, że nie doszło do jeszcze większej tragedii - dodaje M. Kowalska.
Choć straż pożarna zjawiła się ekspresowo, a z ogniem walczyło aż 36 strażaków, domu nie dało się już uratować - ogień strawił dach i dwie ściany. Cała drewniana i spalona część budynku została już wyburzona, pozostała tylko część murowana.
- Wiele osób pomaga nam jak może i za wszystko z serca dziękujemy, bo pomagają nawet ci, którzy nas nie znają. Bez pieniędzy nie odbudujemy jednak domu - nie kryje pani Marta.
Jan Najdek, wójt gminy Budzów, jak również Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Budzowie apelują o pomoc. Każdy, kto zechce dołożyć swoją cegiełkę, może to zrobić, kontaktując się z GOPS (tel. 33/876 77 80) lub bezpośrednio z poszkodowaną rodziną (tel. 780 183 208). Zbiórki pieniędzy będą też prowadzone w okolicznych parafiach, a w internecie jeden z sąsiadów państwa Kowalskich uruchomił akcję na portalu zrzutka.pl (zrzutka.pl/pogorzelcy-bienkowka).
Przyczynę pożaru ustali policyjne śledztwo. Straty oszacowano wstępnie na 250 tys. zł.