Na cmentarzu Rakowickim tłumy krakowian pożegnały dziś znanego jazzmana, realizującego się także w działalności turystycznej i patriotycznej. Jerzy Bożyk zmarł 16 lutego w 78. roku życia.
Urnę z jego prochami odprowadzono do grobu w skocznym rytmie standardów jazzu tradycyjnego. Wpierw modlono się za jego duszę w cmentarnym kościele Zmartwychwstania Pańskiego. Przed złożeniem szczątków do grobu dziadka - Maksymiliana Papée, na urnę wysypano ziemię ze Lwowa, miejsca urodzenia artysty i wspominano go. Nie było czuć nastroju żałobnego, dominowały wspomnienia pogodne, a nawet wesołe. Poinformowano również o pośmiertnym awansowaniu go do stopnia brygadiera Związku Strzeleckiego "Strzelec" - odpowiednika stopnia generalskiego w wojsku.
- Z Jurkiem jest tak, jak z niektórymi gwiazdami, które świecą i długo jeszcze będą świeciły, choć w istocie wypaliły się przed milionami lat. Jurek był niezwykłym człowiekiem: odważnym, mądrym, wszechstronnie utalentowanym, wolnym, dobrym, kochającym świat i ludzi, szczególnie kobiety oraz miasta - Lwów i Kraków - wspominał prof. Piotr Bożyk, brat zmarłego. - Jerzy Bożyk był częścią krakowskiego pejzażu. Jestem tu dziś, by w imieniu Rzeczypospolitej pożegnać wybitnego artystę, szlachetnego obywatela i dobrego człowieka - dodał Wojciech Kolarski, minister w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej.
Na pogrzeb nie mógł przyjechać minister Jan Józef Kasprzyk, szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, przyjaciel zmarłego, wieloletni komendant Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej. "Obowiązki zawodowe sprawiły, że jestem dziś w rodzinnym mieście Jurka - we Lwowie, skąd łączę się w modlitwie z jego rodziną i przyjaciółmi. Był Jerzy Bożyk postacią niezwykle barwną. Obdarzony licznymi talentami wykorzystywał je po to, żebyśmy mogli poczuć się lepiej, odetchnąć pełną piersią. Było to szczególnie ważne w szarym okresie PRL-u, w którym dzięki humorowi Jurka i dzięki jego twórczości, można było poczuć się człowiekiem wolnym, nie stłamszonym przez system komunistyczny" - napisał minister w liście odczytanym nad urną artysty. "Jego charakterystyczny głos, okulary, rower, pianino, akordeon, papierośnica, mundur strzelecki, wpisywały się na stałe w krajobraz krakowskiej bohemy XX wieku. Zawsze stał po stronie niepodległej Rzeczypospolitej. W wolnej Polsce był gorliwym strzelcem i ułanem, choć nigdy konno nie jeździł. Był bowiem kawalerzystą z ducha, człowiekiem pełnym humoru i fantazji. Kochał życie, był szczery, prawy, nie było w nim cienia fałszu, złośliwości i koniunkturalizmu. Jurku! Bez Ciebie Kraków nie będzie taki sam, ale wierzymy, że w niebie wyszła już po Ciebie Matka Boża Łaskawa, »śliczna gwiazda miasta Lwowa«, że jesteś wśród przyjaciół z »Kadrówki« i »Strzelca«, że zasiadasz do niebiańskiego fortepianu i grasz »Więc pijmy wino szwoleżerowie!«" - pisał dalej J. J. Kasprzyk.
Nie mógł dotrzeć także wybitny jazzman Michał Urbaniak. J. Bożyk stał u początków jego drogi jazzowej. - Poznaliśmy się w Łodzi w drugiej połowie lat 50. Podziwiałem jego niezwykłą szybkość w dostosowywaniu się do zmian tonacji. W 1958 r., gdy miałem 15 lat, powiedział mi, że ma zespół muzyczny przy fabryce włókienniczej na Widzewie i jeśli chciałbym grać jazz, to powinienem uczyć się na saksofonie. Dostałem od nich srebrnego sopranowego Selmera i po sześciu tygodniach graliśmy już wspólnie koncert w kinie w Kutnie. To był mój pierwszy występ publiczny w roli saksofonisty! - wspomniał muzyk w telefonicznej rozmowie z "Gościem Krakowskim".
- Wraz z jego śmiercią Kraków na pewno stracił część swojej wielobarwności. Jednoczył różne środowiska, niekiedy przeciwstawne. Wszędzie był dobrze widziany - dodał Krzysztof Krzyżanowski, krakowski filmowiec dokumentalista, autor poświęconego artyście filmu "Żyję, aby grać".
Artysta znajdował zawsze czas na wykonywanie i propagowanie pieśni patriotycznych.
- Pamiętam go jako oddanego jurora współorganizowanego przez nas Małopolskiego Przeglądu Pieśni Patriotycznych - dodał Stefan Majerczak, członek zarządu Akcji Katolickiej Archidiecezji Krakowskiej.
- Ukute na podstawie gry słownej z jego imieniem nazwiskiem określanie go mianem „Boży Jerzyk” miało głębokie uzasadnienie. Był bardzo życzliwy ludziom. Nie znałem nikogo, kto byłby jego wrogiem. Choć był przywiązany do radosnej doczesności, to jednocześnie był iście Bożym człowiekiem - dodał Piotr Boroń, historyk, autor śpiewników patriotycznych.
Czytaj także: