Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Ludzie poczuli się wolni

W 1979 roku papieżowi bardzo zależało, by odwiedzić Polskę w maju, z okazji 900. rocznicy śmierci św. Stanisława BM. Na to jednak nie zgodziły się komunistyczne władze.

Powód odmowy był prosty. Święty Stanisław zginął z ręki króla, więc władze bały się szukania analogii pomiędzy przeszłością a ówczesnym konfliktem na linii władza świecka–władza kościelna. – Ostatecznie Ojciec Święty przyleciał do ojczyzny w czerwcu, ale cel wizyty pozostał niezmieniony: uczczenie św. Stanisława, biskupa i męczennika. Władze i Służba Bezpieczeństwa chciały wiedzieć, kiedy i z kim spotyka się papież, nawet swoich ludzi chciały dać do kuchni, jednak do kurii nikogo nie wpuściliśmy – przypomina ks. Bronisław Fidelus, który był zastępcą przewodniczącego komitetu organizacyjnego pielgrzymki z ramienia Kościoła, a później wieloletnim proboszczem krakowskiej bazyliki Mariackiej.

Po co się tam pchać?

Były bowiem dwa komitety − kościelny i państwowy − które spotykały się, by ustalać mnóstwo spraw. Dzięki temu wiele osób zaczynało inaczej patrzeć na duchownych, dostrzegając u nich umiejętności organizacyjne. – Podczas oficjalnych spotkań czuło się sztywną atmosferę, jednak ludzie będący na kierowniczych stanowiskach w rozmowach indywidualnych zachowywali się już inaczej – miało się wrażenie, jakby chcieli dać swoje serce i pomagać. W końcu zrozumiałem, o co chodzi, i zobaczyłem ich wewnętrzną biedę. Ktoś powiedział: „Wie ksiądz, papież odjedzie, a my tu zostaniemy…” – wspomina ks. Fidelus.

Zaznacza też, że pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski była wydarzeniem, które wyzwoliło w Polakach tak ważną wtedy jedność. – Na Błoniach tylko ołtarz wykonała zewnętrzna firma, bo musiał mieć atesty. Sektory robiliśmy metodą gospodarczą: parafie z gór i mające dostęp do lasów dały drewno (które potem przekazano na budowę kościołów), a krakowianie dostali do rąk gwoździe i młoty. Praca była trudna, ale życzliwość panowała taka jak podczas rodzinnej wigilii – opowiada ks. Fidelus. Sama pielgrzymka nie tylko okazała się wielkim sukcesem, ale przede wszystkim wlała w serca Polaków nadzieję i wzmocniła wiarę. Wbrew złowieszczym sugestiom SB, która chciała mieć w pogotowiu kilka trumien, nic złego się nie wydarzyło.

– Służby do ostatniej chwili starały się też zniechęcać pielgrzymów do udziału we Mszy św. na Błoniach. Tuż przy wejściu panowie o smutnych twarzach mówili na przykład: „Po co się tam pani pcha? Tyle ludzi, może się coś wydarzyć, nogę można skręcić”. My jednak wiedzieliśmy, dlaczego chcemy spotkać się z papieżem – mówi Grażyna Kominek, prezes Akcji Katolickiej Archidiecezji Krakowskiej. Ojciec Święty, rozumiejąc sytuację, po ojcowsku pokrzepiał ducha rodaków, mówiąc, by się nie lękali, i wskazując, że owszem, można odrzucić Chrystusa, ale w imię czego, i czym się Go zastąpi. – Do dziś mam w sercu te słowa. Ta jego wizyta sprawiła, że ludzie poczuli, że w codzienności mogą być wolni i czytelni, stawiając Boga na pierwszym miejscu. Zostałam wychowana w wierze, więc nie musiałam się zbytnio nawracać, ale obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by świadomie nie popełniać grzechów ciężkich – podkreśla G. Kominek.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy