Miała ona pomóc ustalić miejsce, w którym znajdują się uwięzieni pod ziemią speleolodzy z Wrocławia. Tak się nie stało.
Ratownicy, którzy wyposażeni w ten sprzęt penetrowali korytarze jaskini, mówią, iż zarówno pod względem ciasnoty, jak i konieczności przeciskania się, działania w można porównać do akcji zawałowych w kopalniach. Jednak jeśli chodzi o obszar działania, trudność dostępu do tego miejsca czy występującą tam niską temperaturę, ta akcja przebiega w ekstremalnych warunkach.
Ratowników od zaginionych grotołazów dzieli prawdopodobnie kilka lub kilkanaście metrów, lecz nie wiadomo, ile czasu zajmie uczestnikom akcji pokonanie tej odległości. Nie wiadomo również, czy zaginieni mają dostęp do powietrza, a jest to jeden z najważniejszych czynników decydujących o ich przeżyciu. Ratownicy cały czas wierzą jednak, że walczą o dotarcie do żywych osób, bo nadzieja umiera ostatnia.
- Nie takie przypadki historia zapisywała - czy to w górnictwie, czy to w ratownictwie górskim; zawsze idziemy po żywego - zaznacza uczestniczący w akcji Marcin Świerczek z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego (CSRG) w Bytomiu.
Poszukiwani eksplorowali mało znane korytarze jaskini i byli dobrze przygotowani do takiej wyprawy. Zdaniem ratowników TOPR, dwóch uwięzionych grotołazów, idąc przodem, prawdopodobnie podczas swoich działań niechcący odcięło możliwość odpływu gromadzącej się w jaskini wody, która w ciągu pół godziny wypełniła nieckę, odcinając im możliwość wyjścia. W ten rejon jaskini wcześniej dochodzili grotołazi, ale nie wiadomo, czy poszukiwani są w kompletnie nowym miejscu, gdzie schronili się przed wodą.
W poniedziałek gotowość do włączenia się w akcję ratowniczą wyrazili specjaliści od wysadzania skał z KGHM, którzy przywiozą do Zakopanego system do burzenia monolitycznych ścian.
- Przywiozą nam różne systemy do poszerzenia przestrzeni skalnej, do burzenia monolitycznych ścian jak również do wentylacji. Będziemy tutaj na miejscu sprawdzać, czy jesteśmy w stanie zastosować te rozwiązania w jaskini - mówi Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
Fachowcy z KGHM przeszkolą w Zakopanem ratowników TOPR z użycia tego sprzętu i jeżeli jego zastosowanie będzie możliwe w warunkach jaskini, to zostanie on zabrany w rejon poszukiwań. Niestety, dużym problemem jest odprowadzanie z jaskini spalin powstających podczas eksplozji materiałów kruszących skały. Obecnie przygotowywane są trzy systemy wentylacyjne i okaże się, który z nich będzie najskuteczniejszy.
W nocy z niedzieli na poniedziałek w jaskini serie strzałów odbywały się co dwie, trzy godziny. Ratownicy obawiali się bowiem, że z uwagi na zadymienie odstępy czasowe pomiędzy strzałami będą jeszcze większe, jednak udało się je zminimalizować.
- Obawiamy się oddziaływania gazów na naszych pirotechników, którzy muszą się po takim strzale odpowiednio zregenerować i wentylować, aby mogli samodzielnie wyjść. Akcja w jaskini jest wyjątkowo ekstremalna. Problemem jest nie tylko ciasnota, ale i wentylacja przestrzeni jaskini, wilgoć i temperatura - tłumaczy Jan Krzysztof.