- Tych dwoje świętych ludzi nie potrzebowało wielu słów, by razem tworzyć wielkie dzieło opieki nad chorymi - wspominał krakowski metropolita senior podczas spotkania w Hospicjum św. Łazarza.
Długoletni sekretarz św. Jana Pawła II podkreślał, że bł. Hanna Chrzanowska i św. Jan Paweł II stoją u źródeł ruchu hospicyjnego w Polsce. - Wiemy dobrze, że ich spotkanie zaowocowało powstaniem pielęgniarskich zespołów parafialnych, które zrodziły się jako odpowiedź na pilną potrzebę otoczenia opieką ludzi ciężko chorych, w podeszłym wieku, samotnych i biednych - argumentował hierarcha.
- Ja sam wiele zawdzięczam H. Chrzanowskiej. Pamiętam ją jeszcze z czasów seminaryjnych. Zarażała dobrem. Prowadziła nas do biednych, zapomnianych i cierpiących ludzi, którzy potrzebowali nie tylko fachowej pielęgniarskiej opieki, ale również wsparcia duchowego - wspominał. Jak mówił, Hanna potrafiła zaangażować wiele środowisk do pomocy chorym. - Jako przyszli kapłani uczyliśmy się od niej Ewangelii miłosierdzia, to znaczy tego, że jeśli chcemy żyć Ewangelią na co dzień, musimy zwrócić się do najbardziej potrzebujących, chorych, samotnych i opuszczonych - dodał.
Kardynał Dziwisz podkreślał ponadto, że pionierka pielęgniarstwa społecznego w Polsce i metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła dobrze się rozumieli. - Tych dwoje świętych ludzi nie potrzebowało wielu słów, by razem tworzyć wielkie dzieło opieki nad chorymi - opowiadał. Mówił, że kard. Wojtyła bardzo ufał swojej współpracownicy, doceniał jej ogromną wiedzę, kompetencje i doświadczenie, a także głębokie życie duchowe i wrażliwość serca. - Sam przywiązywał wielką wagę do odwiedzin chorych podczas wizytacji duszpasterskich. Widząc, w jakich warunkach żyją, nierzadko wspierał ich materialnie, przekazywał też H. Chrzanowskiej informacje o tym, że ktoś potrzebuje pomocy medycznej - opowiadał hierarcha, dodając że zwyczaj spotkań z chorymi w czasie wizytacji parafialnych przetrwał do dziś, bo "osoby cierpiące są w samym sercu Kościoła, a więc również każdej wspólnoty parafialnej".
- Czasy się zmieniły, ale chorzy, bezradni i cierpiący byli, są i będą wśród nas. Wciąż też potrzebni są ludzie, którzy niosą ulgę w bólu i zabezpieczają chorych medycznie. Potrzebni są jednak także ludzie niosący ulgę w cierpieniu, którego nie ukoi żadne lekarstwo: w cierpieniu samotności, strachu i świadomości gasnącego życia - zauważył gość spotkania w hospicjum. Według niego, wsparcia i towarzyszenia potrzebują nie tylko chorzy, ale i ich rodziny, wyczerpane opieką nad bliską osobą. - Wspólnoty parafialne nie mogą przyglądać się temu bezczynnie, bo miarą chrześcijaństwa jest wrażliwość na najuboższych, chorych i cierpiących. Z tego obowiązku niesienia Ewangelii miłosierdzia nikt i nic nie może nas zwolnić - uwrażliwiał.