Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

620 km dla Kacpra

– To było 11 dni walki ze sobą – mówi Szymon Makuch, krakowianin, który samotnie przebiegł Islandię.

Sportową pasją zaraziła go mama, z którą od dzieciństwa chodził w góry. – Jest taterniczką, ma już 64 lata i nadal się wspina. Niedawno była nawet w Himalajach – opowiada Szymon. Żeby długo nie czekać na mamę, gdy szedł szybciej od niej, zaczął podbiegać i zbiegać. Efekt był taki, że bieganie coraz bardziej mu się podobało. W końcu wystartował w pierwszym półmaratonie, a potem także w maratonie organizowanym na Islandii, gdzie przez pewien czas pracował. Kolejne starty, rywalizacja i zdobyte medale nie są jednak dla niego wystarczającą motywacją do tego, by dalej biegać. Decydując się na samotny bieg przez Islandię, chciał więc przekroczyć własne granice (fizyczne i psychiczne) i zrobić to dla konkretnej osoby.

Wybór padł na znanego w środowisku biegaczy 16-letniego Kacpra Turaczyka, cierpiącego na dystrofię mięśniową Duchenne’a, czyli zanik mięśni.

Owsianka z ketonalem

Choroba Kacpra postępuje. Szansą dla chłopca są rehabilitacja i terapia komórkami macierzystymi, których koszt wynosi aż 100 tys. zł. Dzięki pomocy Stowarzyszenia „Krzysiek Pomaga Pomagać” udało się zebrać 83 tys. zł, a Szymon postanowił zdobyć kolejne 30 tys. zł. Na założonej przez niego internetowej zrzutce 28,7 tys. zł pojawiło się, jeszcze zanim zaczął biec. – Nie było łatwo odwiedzać różne firmy i w kilka minut przekonywać prezesów, by wsparli moje przedsięwzięcie. A jednak cel został osiągnięty. Zwłaszcza że musiałem mieć też pieniądze na to, by pokryć koszty wyprawy – mówi. Na starcie w Rifstangi (półwysep w północnej Islandii) zameldował się 2 lipca. – Kolejne 11 dni to był czas walki ze sobą. Było trudno – przyznaje maratończyk. Już pierwszego dnia nabawił się bowiem kontuzji, która była efektem ciężkich treningów w Krakowie. – Drugiego dnia rano ból wręcz mnie zamroczył – wspomina. Odtąd, aż do końca, na śniadanie jadł owsiankę ze snickersami i dwoma ketonalami. Inaczej ból nie pozwoliłby mu biec, a przecież cel trzeba było zrealizować. – Każdego dnia pierwszy kilometr szedłem, żeby się rozgrzać, i potem zaczynałem biec. Pierwsza przerwa na posiłek była po 25 km, potem kolejne 10 km, przerwa, znowu 10 km, następna przerwa i na koniec dnia 5 km. Zazwyczaj pokonywałem ok. 55–60 km, ale były też dwa dni, w których przebiegłem 70 i 80 km. Średnio spalałem ok. 6 tys. kalorii. Biegłem ok. 7–8 godzin, a resztę doby przeznaczałem na regenerację, czyli na sen – zaznacza S. Makuch. Dodatkową trudnością było też to, że na plecach dźwigał 12 kg – namiot, zapas jedzenia, ubrania i inne niezbędne rzeczy.

Czas na Pamir Highway

– Pomysł Szymona był dla nas dużym zaskoczeniem. Przyjęliśmy go z radością i wdzięcznością, a kolejne etapy biegu obserwowaliśmy w internecie, dopingując i przesyłając mu ciepłe myśli. Gdy wrócił, podziękowaliśmy mu osobiście – mówi Elżbieta Woch, mama Kacpra. Sportowca wspierali też bliscy, przede wszystkim żona, która nie tylko rozumie pasję męża, ale też nigdy nie powiedziała, że czegoś ma nie robić, bo jest to niebezpieczne. – Ufa mi, a ja wiem, że dla celu nie warto ryzykować. Dlatego zmieniłem nieco trasę, by mieć gdzie uzupełniać zapasy wody. Tylko raz zdarzyło się, że o kropli wody marzyłem aż przez 30 km – uśmiecha się krakowianin. Oprócz dopingu, który płynął z Polski, Szymonowi sprzyjała też wymarzona pogoda. Było ciepło i słonecznie, tylko jednego dnia zaczęło mocno wiać i spadł śnieg, ale dzięki górskiemu doświadczeniu nie było to większym problemem. By nie spocząć na laurach, Szymon już snuje plany na przyszłość. W przyszłym roku chciałby najpierw wystartować w biegu na Elbrus, a potem zmierzyć się z Pamir Highway, czyli z liczącą 1200 km drogą w Tadżykistanie, której jeszcze nikt nie przebiegł. Szymon może być pierwszy. – Być może znów będę wtedy biegł dla Kacpra, a być może nawiążę kontakt z fundacją, która wspiera ten kraj – zapowiada i prosi Czytelników o pomoc w realizacji kolejnych pomysłów.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy