Był człowiekiem wszechstronnym, obdarzonym otwartym umysłem i wielką wrażliwością. Ksiądz Jacek Pietruszka uśmiechem i serdecznością przyciągał ludzi. Łączył ich, a nie dzielił.
Decyzją o kapłaństwie zaskoczył wielu, choć pewnie w młodym Jacku kiełkowała ona od dłuższego czasu. – Nie zdradzał się z tym. My widzieliśmy w nim głównie dobrego kolegę (miał duże poczucie humoru i mnóstwo pomysłów) oraz świetnego sportowca – w piłce ręcznej, w którą grał doskonale, reprezentował nawet naszą szkołę. Dlatego nie dziwiło nas, gdy wspominał o AWF. Dopiero po fakcie dowiedzieliśmy się, że wybrał seminarium – wspomina Marcin Wiśniewski, z którym Jacek siedział w jednej ławce (w V LO w Krakowie) i mieszkał po sąsiedzku. – Przyjaźniliśmy się i często wracaliśmy razem do domu. Zawsze był pogodny i pozytywnie nastawiony do ludzi i świata. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek był smutny. Wydawało się, że jest dotknięty Bożym palcem: miał w sobie światło, które przelewał na innych, i potrafił tworzyć wokół siebie niezwykłą atmo- sferę. Był do tańca i do różańca. Dlatego jego śmierć tak bardzo boli. Wielką nam uczynił pustkę tym odejściem swoim... – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.