Inaugurację tegorocznej edycji Szlachetnej Paczki ogłoszono podczas przemarszu wolontariuszy przez Kraków.
Kilkadziesiąt osób 16 listopada przeszło przez Stare Miasto, wymachując czerwonymi (Szlachetna Paczka) i niebieskimi (Akademia Przyszłości) flagami oraz zachęcając przechodniów do wejścia na stronę www.szlachetnapaczka.pl. Wiele rodzin zakwalifikowanych do udziału w tej wielkiej, ogólnopolskiej akcji charytatywnej, wciąż czeka na mądrą pomoc. By ją otrzymać, najpierw muszą znaleźć swoich darczyńców. O czym marzą? O ciepłych ubraniach na zimę, jedzeniu, przyborach szkolnych dla dzieci, grzejniku, który da choć odrobinę ciepła w mieszkaniu wymagającym pilnego remontu. Przydałby się też opał, pralka, środki higieny, a czasem także i sprzęt medyczny. Mając takie potrzeby większość rodzin nie ma już odwagi, by mówić o rzeczach "zbytecznych", ale darczyńcy przecież sami doskonale wiedzą, że dzieci będą tańczyć z radości, gdy pod choinką znajdą zabawki, kolorowanki i słodycze, których dawno, a nawet bardzo dawno nie jadły.
Jak tłumaczą organizatorzy Szlachetnej Paczki, o tym, że ktoś stanie na krawędzi ubóstwa może często zdecydować nieszczęśliwy zbieg okoliczności: choroba, wypadek, śmierć kogoś w rodzinie…
Tak właśnie stało się w rodzinie pani Bożeny. Jest emerytką, ale dorabia w firmie sprzątającej. Opiekuje się niepełnosprawną córką oraz chorym mężem. Niedawno świat rodziny uległ całkowitemu zawaleniu. Podczas badań związanych z leczoną u pana Adolfa cukrzycą i nadciśnieniem, zdiagnozowano nieoperacyjnego raka płuc z przerzutami. Po cyklach naświetleń pan Adolf jest bardzo osłabiony i nie jest w stanie chodzić. Pani Bożenie pomaga wnuczek, który z nimi mieszka - w jednym pokoju z kuchnią, bez dostępu do łazienki. Po opłaceniu rachunków związanych z utrzymaniem mieszkania oraz leków, rodzinie na życie pozostaje 553 zł na jedną osobę.
Z kolei życie pana Jana do niedawna toczyło się u boku żony Łucji, trojga dzieci oraz wnuków. 2 lata temu stało się nieszczęście. Jak każdego dnia rano żona pana Jana wyszła do pracy i zginęła w wypadku. Dwa miesiące później pan Jan odnalazł w domu nagle zmarłego syna. Obecnie mieszka sam, a dzieci nie są w stanie pomóc tacie finansowo. 38-letnia córka samotnie wychowuje pięcioro dzieci. Młodszy, 18-letni syn, jeszcze się uczy. Po traumatycznych przeżyciach wyprowadził się z domu i mieszka u wujostwa.
Podczas przemarszu wolontariusze chętnie opowiadali też, dlaczego związali swoje życie ze Szlachetną Paczką. Ania jest w niej już od 6 lat i to w podwójnej roli – darczyńcy i wolontariuszki. - Spodobał mi się przemyślany sposób na pomaganie i to, że osoby, które tę pomoc dostają, nie są dla mnie anonimowe. Znam ich potrzeby - zaznacza. W pamięci utkwiła jej m.in. rodzina, w której był kilkuletni chłopiec z zespołem Downa. - Gdy wśród zabawek spotkał liczydło, bardzo się ucieszył. Okazało się, że drobną rzeczą, która jest inicjatywą darczyńcy, można komuś sprawić dużą radość, a nawet go wzruszyć. W tej rodzinie zauważyłam też ogromne zainteresowanie każdą rzeczą, jaką była w paczce. Rodzina widziała w tych rzeczach darczyńcę i jego zaangażowanie w przygotowanie prezentów - wspomina Ania.
Magda w Paczce jest natomiast 5 lat. W tym roku została liderem terenu Krakowa. Paczka to jej pasja i sposób na życie. - To, co robimy, daje mi satysfakcję, a rodzinom - lepsze życie - przyznaje. W pierwszym roku swojej przygody z Paczką spotkała ośmioosobową rodzinę, w której był niepełnosprawny intelektualnie 18-letni chłopiec. - Wszyscy mieszkali w jednym pokoju, bez łazienki, z dziurą w podłodze. Cały ich dom nadawał się do remontu. Darczyńca, na którego trafili, nie tylko podjął się tego remontu, ale też dał wszystkim dzieciom miesięczne bilety, a temu niepełnosprawnemu chłopcu załatwił pracę w piekarni. Co więcej, oni tak się zżyli, że razem spędzają teraz święta - opowiada Magda.
Wielki finał Szlachetnej Paczki odbędzie się w tym roku 7 i 8 grudnia. Podczas "weekendu cudów" paczki trafią do potrzebujących rodzin.