Pracując nad tym filmem nie spodziewałem się zobaczyć łez Boga - mówi Maciej Sikorski, reżyser i autor scenariusza.
Te łzy pojawiły się w ostatniej scenie filmu, gdy tytułowy Jonasz spotyka się z Bogiem, a ten (grany przez Marcina Konika) wzrusza się nad jego losem i nad losem Niniwy. Tak bardzo, że wybucha płaczem.
- To było zupełnie nieplanowane. On po prostu tak mocno przeżył tę scenę. Chciałbym znać takiego Boga, który płacze nad nami, nad człowiekiem nie odróżniającym dobra od zła. I wierzę, że On jest wrażliwy - przekonuje Maciej Sikorski, twórca Teatru EXIT. W 2006 r. zaczął prowadzić warsztaty terapii zajęciowej w Katolickim Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych "Klika". Szybko zamienił je w profesjonalny teatr. Teatr EXIT.
Jego zdaniem to, jakie decyzje podejmujemy w życiu i jakimi ludźmi się stajemy, jest zaczerpnięte ze współczesnej kultury, na której się wzorujemy. Dlatego sztuka jest niedocenionym narzędziem czynienia dobra. Ona ma dotykać serca tak, by przemieniała zarówno jej twórcę, jak i widza.
- Podczas realizacji filmu pytałem Maćka, czy coś dopisujemy do scenariusza, by wszystko nie skończyło się tak, jak w Piśmie Świętym. Nie trzeba było. Marcin zapłakał, a grający Jonasza Bawer Aondo-Akaa (niepełnosprawny doktor teologii UPJPII w Krakowie, działacz społeczny i pro life) chciał go pocieszać. W tym momencie stało się jasne, że Niniwa jest w każdym z nas. Dlatego trzeba zapłakać - najpierw nad grzechem swoim, a potem nad grzechem swego brata - i powiedzieć, że jeszcze 40 dni i nocy i zostanie ona zniszczona - przekonuje z kolei ks. Roman Sikoń SDB, drugi reżyser filmu.
Bawer: - W tej scenie zdałem sobie sprawę, że często, gdy napominam ludzi, Bóg do mnie przychodzi. A ja chcę Go pocieszać. Dokładnie tak, jak w tym momencie filmu. Więcej: często przyłapuję się na tym, że napominając ludzi (np. w sprawach dotyczących obrony życia - przyp. red.) czuję się od nich lepszy i mądrzejszy. I Pan Bóg konfrontuje mnie wtedy z życiem, dotyka i pokazuje, że wcale tak nie jest. Myślę więc, że Księga Jonasza jest uniwersalna, mówi o nas wszystkich - bez względu na to, kim jesteśmy i co robimy.
"Jonasz" to steatralizowany film będący adaptacją biblijnej księgi Jonasza. Oszczędny w formie, ascetyczny, mocno symboliczny z dużą ilością długich ujęć i zbliżeń z nieśpiesznym obrazem i kadrami niczym obrazy, które ożywają. To opowieść dziejąca się niejako poza czasem... Co ważne, film stara się wykorzystywać walory dramatyczne niepełnosprawnych aktorów i dużą i plastyczność scenografii widzimy m.in. szkielet wieloryba płetwala o długości ok 10 metrów. Napięcie buduje również muzyka, którą skomponował Adam Szewczyk.
Po pokazie filmu odbyła się także krótka rozmowa z zaproszonymi gośćmi: Piotrem Pogonem (alpinistą i maratończykiem, który nie ma jednego płuca) i Romanem Ziębą (należącym do grupy Pielgrzymów Bożego Miłosierdzia człowiekiem po przejściach, zajmującym się pisaniem ikon).
P. Pogon przyznał, że nie jest mu obce przebywanie w otchłani i wychodzenie z niej. Zderzał się z tym za każdym razem, gdy zmagał się z chorobą nowotworową (chorował trzy razy) a jednocześnie stawiał sobie ambitne wyzwania sportowe.
- Dwa razy widziałem także Jonasza - skulonego, złamanego, cierpiącego. Tak wygląda człowiek, który wpadł w szczelinę lodowca - opowiadał dodając, że wieloryba nie trzeba się bać. Znalezienie się w jego brzuchu pozwala spojrzeć inaczej na życie, a to, jaką ono ma wartość, doceniamy, gdy w końcu zostajemy wypluci. Wieloryb daje nam zarówno siłę, jak i pokazuje kruchość życia - zauważył Piotr Pogon.