– Nie spokoju szukam, ale Pana Boga – mówi matka Stefania Polkowska. Adwent to gorący czas w opactwie. Karpie, ciasta, pierniki – tutejsze specjały trafiają na wiele wigilijnych stołów.
Ciężkie drzwi z kolcami trzeba popchnąć. Zaraz za nimi – kolejne. Dzwonek na furtę i natychmiast pojawia się uśmiechnięta siostra. Prosi, żeby iść do rozmównicy. Matka Stefania ma gości, ale można wejść. Ruch jak w ulu. Paru archeologów, historyk sztuki, na stole pachnący apetycznie sernik, a na długiej ladzie obok – przedmioty wykopane w okolicy. Trafią do powstającego w opactwie muzeum. Na oko oceniając, są tu elementy broni, jakieś stare noże i tajemnicze kulki, nad którymi pochyla się sędziwa s. Benedykta. – A do czego to? – pyta, biorąc jedną do ręki. – Siostra uważa, bo to pociski są! – odpowiadają, śmiejąc się, mężczyźni. – Mogą się przydać do procy – odpowiada mniszka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.