Na cmentarzu parafialnym w podkrakowskich Więcławicach Starych odbył się dziś pogrzeb prof. Andrzeja Dyakowskiego (1936-2020), artysty malarza z Gdyni. Do grobu rodzinnego złożono także urnę z prochami jego zmarłej 40 lat temu na Pomorzu matki Zofii ze Skąpskich Dyakowskiej (1911-1980).
Zmarły 14 stycznia malarz był synem Jana Dyakowskiego (1904-1971), ostatniego właściciela majątku w Masłomiącej, należącej do parafii więcławickiej. Do rodziny należał też majątek w pobliskich Młodziejowicach.
Uroczystość pogrzebową rozpoczęła Msza św. w kościele parafialnym pw. św. Jakuba Apostoła. Babcię i ojca żegnał od ołtarza Łukasz Dyakowski, nauczyciel z Gdańska, zajmujący się dziećmi autystycznymi. - "Najdroższy mój Łukaszku! Nie gniewaj się na chorą, starą babcię. Myślę o Tobie często i bardzo czule, a nie mogłam się zdobyć na pisanie. Wciąż mnie nawiedza nowa choroba i coraz to gorsza; już w ogóle nie wychodzę z łóżka. Wczoraj dostałam zastrzyk w rękę i dziś przynajmniej mogę utrzymać długopis. Bardzo się za Tobą stęskniłam, przyjedź kiedyś choć na chwilę" - pisała do mnie niegdyś babcia Zosia. Nie pamiętam, czy wtedy przyjechałem, ale dzisiaj przyjechaliśmy do ciebie wszyscy, bo spełniło się twoje marzenie - jesteś na zawsze w domu; z dziadkiem Jankiem, z Pawłem i z moim ojcem - mówił syn i wnuk zmarłych.
Przemysław Dyakowski, 85-letni starszy brat Andrzeja, pamięć o matce i bracie wyraził bliskim sobie językiem muzycznym - dźwiękami saksofonu, którego jest mistrzem. W kościele grał "Ave Maria" Schuberta, na cmentarzu zaś, po złożeniu do grobu prochów swych bliskich wykonał tradycyjną polską pieśń pogrzebową "Matko Najświętsza do serca Twego, mieczem boleści wciąż przeszytego", góralską pieśń o Janosiku "Idzie Janko lasem, wysoko się niesie" i wraz z orkiestrą żwawe, nowoorleańskie "Gdy wszyscy święci idą do nieba"”. - Gdy się gra o tych wszystkich świętych, to siłą rzeczy myśli się o niebie. Pewnie i ja tam kiedyś wrócę, śladem Andrzeja, mamy i taty - powiedział znany muzyk jazzowy.
- Pamięć o Dyakowskich jest wciąż żywa w naszej wsi - dodała Dorota Dąbrowska, sołtys Masłomiącej.
Dyakowscy bardzo dobrze tu gospodarzyli. Ojciec miał ukończone studia rolnicze, matka zaś ukończyła słynną szkołę gospodarstwa wiejskiego dla kobiet w Snopkowie pod Lwowem. Była także aktywną działaczką Sodalicji Mariańskiej. Prócz Przemka i Andrzeja, zwanego od dzieciństwa do śmierci "Andrzejaszkiem", mieli jeszcze dwoje dzieci: Pawła (urodzony w 1940 r. zmarł tragicznie 5 lat później w Zakopanem) i urodzoną w 1944 r. Elżbietę. Ojciec widział swego następcę nie w starszym Przemku, lecz w młodszym Andrzeju. "Gdyby nie powojenne zmiany polityczne, pewnie w sposób naturalny kiedyś przejąłbym administrowanie naszym majątkiem. Ojciec zabierał mnie do stajni przy każdym oźrebieniu. Budził nawet o czwartej, piątej, abym to ja jako pierwszy zobaczył źrebaka. Przemka to nie interesowało" - wspominał A. Dyakowski w książce Kamila Wicika i Mariusza Nowaczyńskiego "Sax Club pana Dyakowskiego".
W 1945 r. rodzina musiała z woli komunistów opuścić Masłomiącą. Po krótkim pobycie w Krakowie, gdzie mieli wielu bliskich krewnych, szczególnie Skąpskich, Zofia z dziećmi wyjechała do Zakopanego, gdzie objęła kierownictwo szkoły. Jan wyjechał na Ziemie Odzyskane, by zarządzać państwowym majątkiem ziemskim. Rozpoczęła się wędrówka, z dala od małej ojczyzny. Rodzice osiedli z czasem w Pszczynie, dzieci poszły zaś swoimi drogami. Przemek został muzykiem, znanym saksofonistą jazzowym. Był m.in. jedną z podpór kabaretu "Piwnica pod Baranami". To on zwrócił uwagę Piotra Skrzyneckiego na zdolną pieśniarkę kabaretu studentów medycyny "Cyrulik". - Ewę Demarczyk, potem „największą gwiazdę” polskiej estrady. W 1963 r. w ślad za ukochaną żoną wyjechał do Gdyni. Mieszka tam do dziś, nie rozstając się ze swoim ukochanym instrumentem.
W Gdyni znalazł się także jego brat Andrzej. Ciągnęło go w kierunku plastyki. Ukończył studia malarskie w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku (późniejszej Akademii Sztuk Pięknych). Był w latach 1969-2008 wykładowcą tej uczelni, w tym kierownikiem pracowni malarstwa i rysunku oraz pracowni malarstwa ściennego. Był uważany za świetnego pedagoga. Miał dobry kontakt ze studentami. Jeden z nich namalował jego świetny portret, który był wystawiony w kościele w trakcie pogrzebu.
W kierunku sztuk plastycznych poszła także Elżbieta, która jest znaną krakowską scenografką. Malarką i scenografką była również tworząca z Zakopanem córka Andrzeja, Ewa Dyakowska-Berbeka (1957-20018), wdowa po Macieju Berbece, himalaiście, który zginął w 2013 r. w trakcie wyprawy na Broad Peak.
Przemysław Dyakowski, znany muzyk jazzowy, żegnał na cmentarzu matkę i brata, dźwiękami saksofonu. Bogdan Gancarz /Foto Gość