W rejonie Mampikony, w który na początku stycznia uderzył cyklon, na pomoc czeka 1100 dzieci.
Lek. med. Lidia Stopyra w 2018 i 2019 r. uczestniczyła w misjach medycznych prowadzonych przez Polską Fundację dla Afryki na Madagaskarze. Na co dzień kieruje oddziałem chorób infekcyjnych i pediatrii w Szpitalu Specjalistycznym im. S. Żeromskiego w Krakowie. Była także w innych rejonach Afryki i w krajach Ameryki Południowej, ale takiego głodu, jak w Mampinkony (środkowo-północny Madagaskar), nie widziała.
- Gdy dziecko się tam rodzi, a matka przeżyje poród, jest przez jakiś czas karmione piersią i wygląda dobrze. Potem jednak zaczynają się kłopoty, bo nie ma mleka. A jeśli jest, to jest kosmicznie drogie. Jeszcze większe kłopoty są wtedy, gdy matka umiera przy porodzie - zauważa L. Stopyra.
Przez część roku panuje tam bowiem susza, a w innych miesiącach w Madagaskar uderzają cyklony, które wszystko niszczą.
- W polskich mediach nie mówiło się zbyt wiele o cyklonie, który siał tam spustoszenie w styczniu. Fala miała wysokość 2 metrów i zmiotła wszystko: drogi, domy, mosty, pola uprawne. Ludzie nie mają gdzie mieszkać, nie mają też zapasów. Zalane zostały też studnie (w tamtym regionie wybudowaliśmy ich kilkadziesiąt), które w tej chwili są czyszczone. Obsiania wymagają też pola, na których uprawia się ryż - opowiada Wojciech Zięba, prezes Polskiej Fundacja dla Afryki.
Gdy zadzwonił do misjonarza ze zgromadzenia ojców duchaczy, z którym fundacja współpracuje, i zapytał, czy potrzeba pomocy np. przy odnowieniu szkoły czy mostu, okazało się, że nie to jest największym problemem. Dużo gorsze jest to, że ludzie nie mają co jeść.
- Kupiliśmy 20 ton ryżu, który już trafił do potrzebujących, a pod koniec marca chcemy kupić kolejnych 15 ton, którym zostaną obsiane pola. Co więcej, pod opieką duchaczy jest wiele sierot, które trzeba wykarmić. Chcemy pomóc aż 1100 dzieciom, na co, w skali roku, potrzeba 300 tys. zł. Przy czym koszt dziennego wyżywienia jednego dziecka to zaledwie 2 zł 90 groszy. Za tak niewiele można kupić w pełni wartościowe, odżywcze produkty - tłumaczy W. Zięba.
- Ogromnym problemem jest tam również brak czystej wody. Ta, która jest pita, tak naprawdę nie nadaje się do użytku, ponieważ zawiera pasożyty. Gdy dostają się one do organizmów niedożywionych ludzi, epidemii duru brzusznego nie da się uniknąć. Umrzeć mogą nawet setki tysięcy ludzi - dopowiada L. Stopyra
Jak dodaje, w Polsce mamy obecnie histerię w związku z koronawirusem. – Ludzie masowo wykupują żywność i środki czystość, a niebawem okaże się, że część z tego zmarnowała się. A na Madagaskarze, za jedyne 2,90 zł, można uratować życie dziecka. Gdyby tam dotarł koronawirus, śmiertelność byłaby rzędu 70-80 proc. Tak bardzo ludzie są tam wyniszczeni - przekonuje lekarka.
Szczegóły dotyczące tego, jak wesprzeć akcję, można znaleźć na www.pomocafryce.org.