Przez Kraków i Małopolskę przetaczały się niegdyś straszliwe epidemie chorób. Wymierały tysiące osób, niekiedy „morowe powietrze” doprowadzało do wyludniania całych wiosek.
Epidemie szerzyły się m.in. z powodów kiepskich warunków sanitarnych w miastach oraz niskiej wiedzy o przyczynach chorób zakaźnych. Szalały m.in. cholera, czerwonka, dżuma, febra, ospa, trąd i tyfus. Zwano je jednak potocznie a to „zarazą”, a to „czarną śmiercią”, „morem” czy „powietrzem morowym”, czy po prostu „powietrzem”, które wraz z głodem, ogniem i wojną znalazło się w znanej suplikacji.
– Kraków był przez wieki miastem niewielkim, ściśniętym murami miejskimi. Położony w niecce wiślanej, otoczony mokradłami był ciągle narażony na zakażenia bakteryjne, choć przez wieki o bakteriach nikt nie wiedział – mówi Jarosław Kazubowski, krakowski historyk sztuki i publicysta. – W trakcie zarazy w latach 40. XVI w. wymarło kilkanaście tysięcy osób – połowa ówczesnych krakowian, epidemia z początku lat 50. wieku następnego zabrała prawie 30 tys. osób – dodaje znawca czasów staropolskich. Epidemiom towarzyszył strach przed zarażeniem i śmiercią, którą niekiedy oglądano z okien.
Był tak wielki, że – jak pisał średniowieczny kronikarz ks. Jan Długosz: „Bali się, więc i chronili rodzice dzieci własnych, a dzieci rodziców, straszni jedni dla drugich”. Wstrząsający, realistyczny opis sytuacji w czasach zarazy zawarto m.in. w dziele „Lekarstwo duchowne przeciw morowemu powietrzu albo pokorne modlitwy do Majestatu Boskiego, które na odwrócenie Gniewu Bożego przy suplikacyach lubo każdego inszego czasu odprawiać się mają”, wydanym w Krakowie w 1708 roku. „Strachem wielkim zatrwożeni, /Głodem i nędzą ściśnieni, /Jako bydło umierają /W polach, w lasach się tułają. /Wiele pogrzebów nie mają, /Ciało zwierze pożerają /Alboli też osękami /Ciągną w dół także żerdziami” – napisał pobożny rymopis.
Zgodnie z porzekadłem „jak trwoga, to do Boga”, w trakcie „morów” Małopolanie garnęli się masowo do kościołów. Duchowieństwo sprawowało nie tylko opiekę duchową. W 1482 r. umarł zarażony przez chorego, którym się opiekował, zakonnik bernardyński Szymon z Lipnicy, ogłoszony po wiekach świętym. Nie wszyscy duchowni byli jednak bohaterami. Niektórzy uciekali przed zarazą z powierzonych sobie posterunków. Jeden z wikarych został za to ukarany w 1679 r. dwoma miesiącami więzienia w biskupim zamku Lipowiec. Nie brakowało przy tym wśród duszpasterzy prekursorów obecnych ograniczeń sanitarnych w świątyniach. W XVII w. byli nimi m.in krakowscy jezuici z domu zakonnego przy kościele św. Barbary. „Odprawiano msze czytane, by nie korzystać ze śpiewu żaków nieuważnych i ruchliwych, mogących łatwo zarazić siebie i drugich. Komunię podawano ponad dymiącym kadzidłem, co wielce zdumiewało rajców. (...) Zarażonych izolowano ściśle, klucze od izby, gdzie przebywali, dezynfekowano w ogniu” – napisał ks. prof. Jan Kracik, wielki znawca tematu.
W trakcie zarazy, która nawiedziła Kraków na początku XVIII w., kapucyni ustawili ołtarz, przy którym odprawiano Msze św., tuż za drzwiami wejściowymi do kościoła, wierni stali zaś na zewnątrz, za barierką. Biskup Kazimierz Łubieński, ówczesny administrator, a potem ordynariusz diecezji krakowskiej, w obawie przed rozprzestrzenianiem się zarazy zakazał urządzania procesji przez bractwa. Ksiądz Krzysztof Świątecki, proboszcz z Tenczynka, w trakcie „moru” z 1710 r., by nie gromadzić w ścisku modlących się ludzi, mogących się nawzajem zarazić, odprawiał Msze św. na górze, przed drewnianym kościółkiem. Wierni w rozproszeniu stali na dole.
Chodził do chorych i umierających, niekiedy sam kopał też groby i chował ofiary zarazy. W każdej chwili był gotów na śmierć. „Grób mój na tejże górce był w pogotowiu, aby nie pracując mogli mnie i żerdzią jaką w tenże dół zepchnąć, gdybym był padł i umarł” – wspominał. Pozostałościami po dawnych epidemiach są m.in. rozsiane po Małopolsce tzw. cmentarze choleryczne. Ich poszukiwaczką i dokumentatorką jest Karolina Kot, lekarka z Sosnowca o małopolskich korzeniach. Opracowała ilustrowany wykaz cmentarzy epidemicznych na terenie Małopolski, dostępny na stronie internetowej „Strażnicy Czasu”.
Świadectwem zaraz jest także obraz „Taniec śmierci” u krakowskich bernardynów oraz kult św. Rozalii z Palermo, broniącej przed epidemiami. Pod jej wezwaniem jest parafia w Podszklu na Orawie, nawiedzanym niegdyś przez „morowe powietrze”. Są tam dwa cmentarze choleryczne z XVIII wieku. Korzystałem m.in. z książki ks. Jana Kracika „Staropolskie postawy wobec zarazy” (Kraków 2012).
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się