O duchowe przeżycie EDK i modlitwę w intencji ustania pandemii koronawirusa apelują pomysłodawcy i organizatorzy Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.
W komunikacie zamieszczonym na stronie EDK (www.edk.org.pl) ks. Jacek Stryczek, inicjator tego niezwykłego wydarzenia, apeluje, by "ludzie EDK wzięli na siebie duchową odpowiedzialność za modlitwę o uwolnienie świata od pandemii".
"Mam nadzieję, że wszyscy rozumieją, że w obecnym czasie EDK to przede wszystkim droga duchowej pracy nad sobą. Na tym etapie nie mówimy o żadnych propozycjach terminów nocnej wędrówki. (...) Od Środy Popielcowej trwają rekolekcje, które są umieszczane na profilach społecznościowych #EDK. Zostały przygotowane rozważania dotyczące Drogi Przebaczenia, które można pobrać na stronie www.edk.org.pl. W związku z pandemią wirusa, tegoroczna EDK we wcześniej zaplanowanych terminach stanie się drogą w wymiarze duchowym. Módlmy się o ustąpienie pandemii wirusa, o siłę i zdrowie dla tych, co zmagają się z zakażeniem, za ich rodziny, za personel medyczny. Ufam, że wyjdziemy z tego razem, silniejsi" - dodaje ks. Stryczek.
Do duchowego przeżycia EDK zachęcają też ci, którzy z Ekstremalną Drogą Krzyżową związani są nie od dziś. Tak, jak Michał Nowak, który po raz pierwszy z EDK zmierzył się kilka lat temu. Z ciekawości i z pragnienia serca. Dużo trenował, biegał ultramaratony, a na Drodze Krzyżowej nie był już bardzo dawno. Postanowił więc, że sport pomoże mu w powrocie do praktykowania tego nabożeństwa. Gdy dotarł do Kalwarii Zebrzydowskiej, wiedział, że połknął haczyk i że za rok znowu pójdzie. Poszedł, a potem kolejny raz i kolejny... Rok temu wyruszył nawet w trasę wytyczoną dwa lata wcześniej przez Marcina Grandysa - z Krakowa na Wiktorówki w Tatrach. Dojście tam zajęło mu dwie doby - dwa dni i dwie noce.
28 marca 2019 r. znajomi ze Wspólnoty Indywidualności Otwartych (działającej przy kościele św. Józefa w Krakowie-Podgórzu) żegnali go tak, jakby mieli się już nigdy nie zobaczyć. - Początkowo szło mi się bardzo dobrze, ale później łatwo nie było - nie kryje Michał. - W okolicach Mszany wypadła połowa drogi i tam musiałem zrobić postój na naładowanie baterii swoich i tych w powerbanku - żartuje. Idąc dalej, przekonał się, że im bardziej był zmęczony, tym góry wydawały się wyższe... - Gorczański Park Narodowy przywitał mnie łąką krokusów i rechotem żab. Mniej miłym zaskoczeniem był śnieg. Wchodząc na Turbacz, zapadałem się w nim po kolana - wspomina.
Gdy do celu zostało 30 km, szedł już siłą rozpędu. - Mijając Jurgów, zadowolony powiedziałem do siebie: "Zrobiłem to!". Oj, jak bardzo się myliłem... Czas próby nadszedł, gdy od celu dzieliło mnie 7 km - opowiada M. Nowak. Kolejne 3 kilometry pokonał w... 3 godziny. Trasa biegła już bowiem przez zupełnie nieprzetarte ścieżki. - Stawiałem dwa kroki, po czym zapadałem się w śniegu po pas. Wokół nie było nikogo. Nawet nie miałem komu się pożalić. Nie było sensu narzekać ani krzyczeć. Poczułem ogromną samotność, choć przecież wiedziałem, że nie idę sam. Szedł ze mną Jezus i widział tę moją walkę. Te 3 kilometry obfitowały w więcej przemyśleń na temat mojego życia i relacji z Bogiem niż ponad setka poprzednich - wyznaje.
W tym roku Michał wybrał się na EDK, zanim jeszcze w Polsce został ogłoszony stan epidemii. Myśli też, by wiosną zrealizować marzenie, które chciał spełnić przed Wielkanocą. W ramach EDK chce dojść z Krakowa na Jasną Górę.
O początkach EDK, pierwszej jej edycji, którą poprowadził Marcin Grandys (weteran EDK, pokonał ją już kilkadziesiąt razy), oraz o tym, jak to się stało, że w 2017 r. wytyczył trasę na Wiktorówki, pisaliśmy w numerze 13. "Gościa Krakowskiego" (z datą 29 marca). Jak go przeczytać bez wychodzenia z domu i kupowania "Gościa" w kiosku? Szczegóły można znaleźć TUTAJ.