O życiu Tanzanii w cieniu pandemii opowiada krakowski misjonarz ks. Wojciech A. Kościelniak, rektor Narodowego Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Kiabakari.
Magdalena Dobrzyniak: Jak Tanzania radzi sobie z pandemią?
Ks. Wojciech Kościelniak: Rząd zareagował szybko po wykryciu pierwszej osoby zakażonej koronawirusem. Miesiąc temu zamknął szkoły i uczelnie, ale też wprowadził embargo na informacje o rozwoju sytuacji w kraju. Tylko trzy osoby są upoważnione do podawania statystyk pandemii: premier, minister zdrowia i rzecznik rządu. Wszyscy inni, którzy publikują w mediach informacje o chorych, zdjęcia, statystyki, są przechwytywani przez policję i podawani do sądu za wprowadzanie opinii publicznej w błąd i sianie paniki. Stan na dziś (rozmowę przeprowadzono w piątek - red.), według minister zdrowia pani Ummy Mwalimu, to 147 zakażonych i 5 zmarłych.
Zakazane są zgromadzenia, które nie są absolutnie konieczne. Wszystkie sklepy są otwarte, działają krajowe linie lotnicze. Przybywający do Tanzanii z zewnątrz są poddawani przymusowej kwarantannie przez dwa tygodnie w wyznaczonych miejscach i na własny koszt. Loty międzynarodowe od tygodnia są wstrzymane.
Ludzie się boją. Są przygnębieni, nie ma ruchu na ulicach i drogach, dzieciom nie wolno chodzić na zakupy do sklepów. Wielkanoc obchodzona była w absolutnej ciszy, bez muzyki, spotkań towarzyskich. Tylko kościół i dom.
Słyszę, że są blokady policji na granicach regionów i podróżującym bada się temperaturę. Obowiązuje częste mycie rąk, dystans społeczny, który jest niewykonalny w publicznym transporcie, w warzywniakach, na targach itp. Na razie, choć przygotowujemy się do tego, nie ma wymogu noszenia maseczek.
Nieprzyjemnym fenomenem pandemii w Tanzanii jest fakt, że niektórzy na widok białego nie krzyczą już "Mzungu!", ale "Corona! Corona!". Krąży przeświadczenie, że koronawirus roznoszony jest w Tanzanii przez białych. Nie jest to miłe doświadczenie.
Ja reaguje społeczność Kiabakari?
Tak jak wszyscy inni w Tanzanii. Rząd wydaje kolejne obwieszczenia i regulacje, a my się do nich stosujemy. Bardzo pomaga nam śledzenie tego, co się dzieje w świecie i jak wirus rozwijał się w innych krajach. Ci, którzy obserwują te wydarzenia i kroki podjęte przez rządy innych krajów, nie są zdziwieni tym, co się u nas wprowadza.
W Kiabakari zareagowaliśmy natychmiast po wystąpieniu premiera Tanzanii. Pan Kassim Majaliwa zamknął szkoły i uczelnie i ogłosił pierwsze restrykcje. Mając już wiedzę o krokach wszczętych w Polsce, w życiu społecznym i religijnym, postanowiłem nie czekać na nieuchronne kolejne obostrzenia i od razu wprowadziłem cały pakiet procedur wewnątrzparafialnych.
Co konkretnie zmieniło się w życiu misji?
Pod uwagę wzięliśmy trzy strefy naszego życia i działalności na misji. Pierwsza - życie na misji. Zakup środków ochrony, chloru do wody do mycia rąk, maseczek dla personelu, ustawienie punktów mycia rąk, zasad wchodzenia do naszych biur, zmniejszone godziny pracy o połowę. Każdy pracownik, który się boi, może wziąć urlop płatny, a po miesiącu bezpłatny, bezterminowy do końca pandemii. Zastosowaliśmy drakońskie obostrzenia w przygotowywaniu posiłków, wprowadziliśmy procedury badania zdrowia pracowników w naszym ośrodku zdrowia, gdy tylko ktoś się poczuje źle. Rygorystycznie przestrzegamy mycia rąk i dezynfekowania wszystkich powierzchni. Druga sfera to życie religijne. Przede wszystkim zbiorniki na wodę z chlorem przed wejściem do kościoła i obowiązkowe mycie rąk. Wodę święconą zawiesiliśmy w butelkach na dachu kościoła. Nie można jej mieć w kropielnicy, więc ona sobie kapie z tych butelek, a wierny podstawia dłoń, nie dotykając ich.
Ciąg dalszy na następnej stronie