- Szczepionki nie są po to, by chronić tych, którzy chorują łagodnie. Szczepionki mają chronić tych, którzy mogą chorować ciężko - mówi ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie.
Teraz też antyszczepionkowcy mówią, że nie będą szczepić się przeciwko COVID-19. Przekonują, że "nikt nie staje się antyszczepionkowcem bez powodu i najczęściej objaw poszczepienny otwiera oczy tym, którzy wierzyli słowom lekarza, że szczepienie jest bezpieczne".
Osoby antyszczepionkowe chętnie zaprosiłabym na oddział, którym kieruję, żeby zobaczyły, jak cierpi dziecko z sepsą meningokokową czy pneumokokową albo też w przebiegu ospy, gdy również może dojść do sepsy, jak ciężkie mogą być napady kaszlu krztuścowego. Myślę, że zmieniłyby zdanie. Jestem przekonana, że nie szczepiąc swoich dzieci, narażają je na cierpienie tylko z powodu nieświadomości - uważają, że chorób zakaźnych nie ma albo że u dzieci zawsze przebiegają łagodnie. A to nieprawda. Gdyby zawsze przebiegały łagodnie, nie potrzebowalibyśmy szczepionek. Szczepimy, żeby nie było ciężkich powikłań i zgonów z powodu chorób zakaźnych. Na oddziale, którym kieruję, rocznie hospitalizujemy kilkaset dzieci z powodu ciężkiego przebiegu chorób zakaźnych. Są to dzieci, które w większości trafiają na oddział w zagrożeniu życia. Tylko pojedyncze są tu z powodu powikłań poszczepiennych - zazwyczaj łagodnych, niesprawiających problemu.
Faktem jest jednak, że są osoby, których nie wolno szczepić.
To m.in. osoby z zaburzeniami odporności (np. wrodzonymi lub w trakcie chemioterapii albo leczenia lekami immunosupresyjnymi). Te osoby są chronione tylko i wyłącznie dzięki temu, że wszyscy dookoła są zaszczepieni. W przypadku dziecka będącego w trakcie lub po chemioterapii czy radioterapii lub też z zaburzeniami odporności, przeciw grypie czy ospie uodparniamy całą jego rodzinę. Bo jeśli zaszczepimy wszystkich, z którymi dziecko ma kontakt, to nikt mu nie przyniesie choroby. To ważne, bo te dzieci mogą umrzeć np. z powodu ospy, która powszechnie kojarzy się jako choroba łagodna.
W Pani praktyce zdarzyło się, aby ktoś zmarł na skutek przyjęcia szczepionki?
Nie, nigdy. Widziałam natomiast dzieci, które umierały z powodu chorób zakaźnych, i to takich chorób, przeciwko którym są szczepionki. Niestety, przez ruchy antyszczepionkowe wyszczepialność spada, czego konsekwencją była np. epidemia odry na przełomie 2018/2019 roku. Problem w tym, że ruchy antyszczepionkowe tropią historie powikłań poszczepiennych, które tak naprawdę nie są przyczynowo związane ze szczepieniem. Zdarza się, że objawy wynikają np. z chorób wrodzonych o udowodnionym podłożu genetycznym, a antyszczepionkowi rodzice twierdzą, że to po szczepieniu. Jest szereg chorób, których objawy zawsze występują w pierwszych miesiącach życia. To czas, gdy wykonuje się wiele szczepień i rodzice, nie rozumiejąc, co się dzieje, kojarzą te objawy ze szczepieniami. U dzieci nieszczepionych objawy tych chorób również występują w pierwszych miesiącach życia. Oczywiście, że w części chorób zakaźnych większość osób, które się nie zaszczepią, może nie zachorować albo zachorować łagodnie. Tylko u niektórych wystąpią ciężkie powikłania. Ale nigdy nie wiemy, u kogo... I właśnie dlatego szczepimy. Nie szczepilibyśmy, gdyby wszyscy przechodzili choroby zakaźne łagodnie. Szczepionki nie są więc po to, by ochronić tych, którzy chorują łagodnie. Szczepionki mają chronić tych, którzy mogą chorować ciężko.
Czytelniczka napisała mi, że jej mąż doznał powikłań po szczepieniu, a ze skutkami boryka się do dziś. Swoich dzieci więc nie szczepią, twierdząc, że odporność buduje się w jelitach, czemu sprzyja zdrowy styl życia. Zapominają jednak, że na świecie dużo jest osób niedożywionych, źle odżywionych, a nawet głodujących. Każda choroba może być dla nich śmiertelna.
W jelitach nie ma przeciwciał przeciwko odrze czy sepsie meningokokowej. Natomiast jeśli spotykamy się po raz pierwszy z wirusem odry i nie mamy odporności, to możemy zachorować. A odra zawsze jest dość ciężką chorobą, obarczoną dużą liczbą powikłań i pewnym odsetkiem śmiertelności. Gdy w Afryce, gdzie panuje głód, na przełomie 2018 i 2019 r. pojawiła się epidemia odry, śmiertelność wśród niedożywionych dzieci wynosiła 20-30 proc. Tam problem ze szczepieniami jest poważny, choć misjonarze i różne organizacje robią, co mogą. U nas, choć było dużo zachorowań, nie było żadnego zgonu. Udało nam się, inne kraje europejskie nie miały tego szczęścia. Co więcej, u nas - mimo ruchów antyszczepionkowych - wyszczepialność jest stosunkowo niezła. Nie chorujemy, a osoby niezaszczepione są chronione przez tzw. odporność zbiorową (czyli zaszczepienie wszystkich dookoła) i to powoduje, że wydaje się, iż chorób zakaźnych nie ma. Coraz więcej Polaków podróżuje jednak do pięknych, egzotycznych krajów, a tam już tak dobrze nie jest. Dla osoby nieszczepionej ryzyko zachorowania na choroby zakaźne, np. na odrę w Afryce czy Azji, może być wysokie.