Pierwszy etap tej niezwykłej wyprawy rozpoczął się w Krakowie 18 maja. Drugi – też w Krakowie 25 maja, a rejs zakończy się 27 czerwca tam, gdzie kończy się bieg Wisły, a nawet jeszcze dalej.
Nie było pewne, czy uda im się wyruszyć w drogę. Panujące w Polsce susza oraz pandemia skutecznie krzyżowały plany. A jednak nie poddali się i z nadzieją patrzyli w niebo. W końcu deszcz zaczął padać, a to oznaczało, że poziom wody w Wiśle będzie się podnosił. Inne przeszkody stały się więc mniej ważne. W końcu w dzień 100. urodzin papieża zjawili się (trzech mężczyzn i jedna kobieta) pod Wawelem, gdzie na pokładzie tratwy „Pielgrzym” uczestniczyli w Mszy św. Odprawił ją dla nich ks. Józef Gil.
W ciągu pierwszego tygodnia podróży dopłynęli do miejsca, w którym Przemsza wpada do Wisły i gdzie znajduje się „kilometr 0” Wisły, a potem wrócili do Krakowa. Po drodze mieli też postój w Tyńcu, gdzie spotkał ich ks. Marian Pietraszko, proboszcz parafii Matki Bożej Dobrej Rady w Krakowie-Prokocimiu Starym. Zaintrygował go widok konstrukcji płynącej pod papieską banderą, a gdy dowiedział się, dokąd zmierzają wodni pielgrzymi i dlaczego to robią, postanowił odprawić dla nich Mszę św. Na pokładzie tratwy, rzecz jasna, znów u stóp Wawelu. Po niej, 25 maja, rozpoczęła się już właściwa część rejsu.
– Najważniejsze jest dla nas to, że nie płyniemy sami. Płynie z nami Ojciec Święty. Mamy bowiem wykonany przez Czesława Dźwigaja relikwiarz z relikwiami Jana Pawła II. Chcemy też, by po tym rejsie pozostała materialna pamiątka, dlatego mamy również skarbonkę. Wszyscy, którzy odwiedzą nas podczas postojów, i wszyscy, którzy zdecydują się płynąć z nami choćby tylko przez kilka chwil, mogą wrzucić do niej datek. Na mecie, w Pucku, otworzymy skarbonkę i zebrane pieniądze przeznaczymy na cel charytatywny, by w ten sposób budować żywy pomnik papieża – tłumaczy Wojciech Chodkowski z Klubu Żeglarskiego „Spinaker” z Wyszkowa.
Tratwa jest jego pomysłem i owocem Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016. Po ich zakończeniu pan Wojciech postanowił wybudować konstrukcję, na której umieszczona byłaby flaga z podpisem Jana Pawła II. Dzięki wsparciu lokalnego środowiska żeglarskiego i samorządowców, Ligi Morskiej i Rzecznej oraz Zygmunta Chorenia udało się zbudować tratwę. W pierwszy rejs – z Wyszkowa na Westerplatte – wypłynęła w 2018 r., by upamiętnić 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Drugi rejs (z Krakowa do Kołobrzegu) odbył się w 2019 r. i upamiętniał 40. rocznicę pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. W 2020 r. trzeba zaś było uczcić 100. rocznicę urodzin Karola Wojtyły, 100. rocznicę Bitwy Warszawskiej oraz 100. rocznicę zaślubin Polski z morzem. Ważne jest też to, że wodni pielgrzymi chcą spełniać wolę Ojca Świętego.
– Zależało mu, byśmy wszyscy byli zjednoczeni z Jezusem i Jego Matką. Dlatego duchową strawą są dla nas modlitwa, Pismo Święte i nauczanie papieża – mówi Czesław Budzyń z Sandomierza, należący do Ligi Morskiej instruktor harcerstwa. Płynąc do Pucka, załoga odwiedzi m.in. Sandomierz, Puławy, Kazimierz Dolny, Dęblin, Warszawę i Płock. – Nasza podróż jest niejako kontynuacją pasji Jana Pawła II, który bardzo lubił wyprawy kajakowe na Mazurach. My chcemy pokonać aż 1000 km – opowiada Marek Padjas z Kołobrzegu, kapitan rejsu, komandor porucznik Marynarki Wojennej i współtwórca Morskiego Oddziału Straży Granicznej oraz wiceprezes Ligi Morskiej i Rzecznej.
Cieszy się też, że wszędzie, gdzie dobija tratwa, jej pasażerowie są ciepło witani, a mieszkańcy różnych miejscowości pomagają w czym tylko się da, m.in. przynoszą jedzenie i paliwo. Spotkani księża są natomiast proszeni o odprawienie Eucharystii. – Ten rejs łączy ludzi. Nawet tych, którzy z Panem Bogiem nie mieli dotąd wiele wspólnego. Nigdy i nigdzie nie spotkaliśmy się z nieprzychylnością – zapewnia M. Padjas.
– To buduje w nas wiarę w człowieka. Bardzo doceniamy dobro, które dostajemy. Czujemy też, że to nie my tym wszystkim kierujemy. To Pan Bóg, dzięki któremu tratwa jest wulkanem pozytywnej energii – przekonuje Aleksandra Kraszewska, jedyna kobieta na pokładzie. Pochodzi z Klucz koło Olkusza, a mieszka trochę w Krakowie, a trochę w Szwajcarii. Na urlop rzuca zaś wszystko, by na wodzie nabrać sił.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się