W Peru stwierdzono już 303 tys. zakażeń koronawirusem. Dla chorych brakuje tlenu.
Bardzo dużo zakażeń notuje się w regionie Loreto, w którym znajduje się Wikariat San Jose del Amazonas. Pracują w nim m.in. cztery misjonarki: pochodząca z Krakowa Barbara Dominika Szkatuła, koordynatorka duszpasterstwa Indian w Angoteros nad rzeką Napo, a także Beata Prusinowska z Rząśnika (woj. mazowieckie), odpowiedzialna za projekt formacji liderów lokalnych na przygranicznej rzece Putumayo, Anna Borkowska z Żyrardowa, ekonom wikariatu, oraz Gabriela Filonowicz z Bielska Białej, kierownik szpitala i sieci ośrodków zdrowia w Santa Clotilde nad rzeką Napo.
Jak przekonują, to prawdziwy paradoks: w Amazonii nazywanej "płucami świata", brakuje tlenu dla rdzennych mieszkańców walczących z koronawirusem. Ten wirus odbiera im oddech.
"Na pewno słyszeliście o bardzo trudnej sytuacji, w jakiej znajduje się kilka krajów Ameryki Południowej, spowodowanej rozprzestrzeniającym się wirusem SARS-CoV2. Wśród tych krajów, zaraz po Brazylii, znajduje się Peru, ze szczególnie wysokimi statystykami zarażonych i zmarłych w regionie Loreto. Trzy szpitale w Iquitos, które do niedawna przyjmowały pacjentów zakażonych wirusem, dzisiaj nie są w stanie obsłużyć nikogo więcej, ponieważ nie ma już miejsc. Zmarło kilkunastu lekarzy i pielęgniarek, wielu jest zarażonych, a inni ryzykują zdrowiem, a nawet życiem, bo nie mają wystarczającej ilości profesjonalnych strojów ochronnych, potrzebnego sprzętu medycznego i lekarstw" - piszą misjonarki w apelu opublikowanym na portalu pomagam.pl.
Największym problemem jest to, że brakuje butli z tlenem, a nawet gdyby były butle, to nie ma ich gdzie napełnić.
"Gdy tlen jest w sprzedaży, kolejki są nieprawdopodobnie długie. Ty w nich stoisz, ale zanim podejdziesz do sprzedawcy, twój bliski czy znajomy (nawet bardzo młody!) już przestał oddychać. Jesteśmy bezsilni" - opowiadają Barbara, Anna, Beata i Gabriela.
Co więcej, chorych ciągle przybywa (tak z miasta, jak i z okolicznych wiosek), ponieważ wirus doprowadził do zapaści systemu opieki zdrowotnej.
Sytuację utrudnia fakt, iż rdzenni Indianie stoją w obliczu potencjalnego niebezpieczeństwa wyginięcia. Historia przypomina bowiem, że w przeszłości zetknięcie się z chorobami przyniesionymi z zewnątrz doprowadzało do zdziesiątkowania ludności lub wręcz zaniknięcia niektórych grup etnicznych.
"Przeżywamy prawdziwą walkę o życie ludzkie: nie ma wystarczającego dostępu do tlenu, sprzętu profesjonalnego, brakuje podstawowych leków (takich jak paracetamol, panadol), brakuje środków ochronnych dla służby zdrowia, a także dla ludności (kombinezony, maseczki, rękawiczki, środki do dezynfekcji, mydło, itd.). Można je zdobyć w Limie i przetransportować do Iquitos samolotami wojskowymi, które kursują regularnie co dwa dni. Koszt niektórych najbardziej poszukiwanych leków czy instrumentów medycznych z dnia na dzień wzrasta. A Loreto (niezależnie od pandemii) to obszar, który jest oficjalnie uznany jako region skrajnej biedy" - zauważają misjonarki.
Polaków proszą więc nie tylko o butle z tlenem, ale też o urządzenia do napełniania butli, wózki ułatwiające transport ciężkich butli (jest on bardzo skomplikowany i kosztowny), przenośne elektryczne koncentratory tlenu, pulsoksymetry do mierzenia tlenu w organizmie, środki ochronne i środki czystości, podstawowe lekarstwa (Paracetamol, Panadol, Hidroxicloroquina, Azitromicina,Dexametazona, Omeprazol).
Więcej informacji na ten temat można znaleźć na www.pomagam.pl/coviddusidzungle.