O zmarłym 5 września kardynale opowiada Bogusława Stanowska-Cichoń, scenarzystka i reżyser.
Wiadomość o odejściu do domu Ojca kard. Mariana Jaworskiego wiąże się ze świadomością odejścia świętego kapłana i świadka świętości Jana Pawła II, uznanego profesora filozofii i doktora teologii, autora licznych publikacji naukowych, wykładowcy i wychowawcy wielu pokoleń kapłanów, odnowiciela Wydziału Teologicznego, a później pierwszego rektora Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, doktora honoris causa wielu uczelni, administratora apostolskiego polskiej części diecezji lwowskiej w Lubaczowie, wskrzesiciela Kościoła katolickiego na Ukrainie.
Przede wszystkim jednak kard. Jaworski był wielkim przyjacielem Ojca Świętego Jana Pawła II, można powiedzieć - powiernikiem duchowym. Nie bez powodu filmowi, który poświęciłam tej przyjaźni, nadałam właśnie tytuł "Powiernik duszy" (TVP Kraków). Realizując go, poznałam nie tylko trudną, pełną cierpienia drogę życia kardynała, ale przede wszystkim miałam okazję poznać go jako pełnego wrażliwości i dobroci przewodnika duchowego, który z wielką wyrozumiałością pochylał się nad problemami człowieka współczesnego, niczego nie narzucał, a raczej z ogromną cierpliwością ukazywał mądre wybory.
Ta życiowa mądrość miała swoje głębokie zakotwiczenie w różnych trudnych doświadczeniach. Ksiądz kardynał jako młodzieniec przeżył kolejno agresję okupanta sowieckiego i agresję hitlerowską na Lwów, a także wywózkę sąsiadów i bliskich w głąb Rosji, zamknięcie seminarium duchownego i tylko dzięki abp. Eugeniuszowi Baziakowi - metropolicie lwowskiemu, który uratował tamtejsze seminarium, wyjeżdżając z wykładowcami i klerykami do Kalwarii Zebrzydowskiej - zakończył studia w klasztorze oo. bernardynów. Do Matki Bożej Kalwaryjskiej, u której stóp 70 lat temu przyjął święcenia kapłańskie z rąk abp. Baziaka, powracał przez całe życie.
Trzeba również podkreślić, że kardynał troszczył się o przypomnienie zatartej w świadomości współczesnych (propaganda komunistyczna o to zadbała) postaci abp. Baziaka. To dzięki jego sugestii powstał film "Wygnaniec" (TVP Kraków), upamiętniający dramatyczne losy arcybiskupa. We Lwowie wielokrotnie był on przesłuchiwany nocami przez NKWD i zmuszany do wyjazdu do Polski, aż w końcu podzielił losy Polaków i wyjechał ze Lwowa, którego tak naprawdę nigdy w sercu nie opuścił. Arcybiskup Baziak do końca życia troszczył się o wszystkich wywiezionych, wyrzuconych przez reżim komunistyczny ze swoich domów i parafii.
W latach 1956-1958 ks. Jaworski był sekretarzem metropolity lwowskiego, więzionego wcześniej w czasie procesu Kurii Krakowskiej i odsuniętego od funkcji administratora archidiecezji krakowskiej. Ksiądz Jaworski nie sądził wówczas, że kiedyś przyjdzie mu wrócić do ukochanego Lwowa, zostać metropolitą tamtejszego Kościoła i uczestniczyć w jego odbudowie... Tak się stało i później wielokrotnie wspominał, jak trudne były to czasy i jak wiele przeciwności musiał pokonać. A jednak otwierano zamknięte kościoły, odbudowywano zniszczone mury, budowano nowe świątynie. Głęboka wiara, umiejętność spokojnego przekonywania do swoich planów, wielki takt i szacunek dla drugiego człowieka ułatwiały mu negocjacje.
Trudno również nie wspomnieć, że to dzięki kardynałowi mąż mój, senator Zbigniew Cichoń, przygotował uchwałę przyjętą w 2017 r. przez Senat IX kadencji, w 55. rocznicę śmierci abp. Baziaka. Z tej okazji też została odsłonięta w Senacie okolicznościowa wystawa oraz odbył się pokaz filmu "Wygnaniec".