Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Szczęśliwość outsiderów

– Błogosławieństwa to tekst mający być pocieszeniem wobec ludzi, którzy niekoniecznie czują się teraz szczęśliwi – przekonuje ks. Grzegorz Strzelczyk, teolog, autor „Ćwiczeń ze szczęścia”. Czy są też przepisem na świętość?

Szczęście to fundamentalna kwestia w życiu każdego człowieka. Pytanie o nie stawia sobie ludzkość od zarania dziejów i bez zbytniej przesady można powiedzieć, że ilu ludzi, tyle odpowiedzi, bo każdy z nas nieco inaczej je definiuje. Jeśli zapytamy samych siebie, czy jesteśmy szczęśliwi, prawdopodobnie okaże się, jakie wartości są dla nas naprawdę ważne, do czego jesteśmy przywiązani, bez czego nie wyobrażamy sobie życia. To papierek lakmusowy naszej relacji z Bogiem, ze światem, z bliźnimi i z własnym sercem. Jezusowa definicja szczęścia, zawarta w Kazaniu na Górze, jest zarazem poradnikiem, jak je osiągnąć. W dodatku jest też drogą do świętości. Niełatwą, ale niezwykle skuteczną.

Błogosławieni, czyli?

Słowo „błogosławieństwo” sprawia nam pewien kłopot, bo – jak mówi ks. Grzegorz Strzelczyk – kojarzy nam się dziś z aktem kultu, kiedy ksiądz albo biskup udziela komuś błogosławieństwa. – W takim rozumieniu błogosławieni to ci, którzy otrzymali błogosławieństwo. Polski źródłosłów w dodatku mówi o błogosławionych jako o ludziach, o których się dobrze mówi. A w Ewangelii chodzi o szczęście – tłumaczy. – Jezus mówi: „Szczęśliwi smutni” i co z tym teraz zrobić? On rzuca tu potężne wyzwanie – dodaje. Definicja szczęścia, która mogłaby zadowolić wszystkich, nie istnieje. O szczęściu można opowiadać wiele i lubią to robić ludzie, którzy właśnie go doświadczają, ale słowa są nieadekwatne do tej rzeczywistości i zbyt ubogie, by ją opisać. Dlatego błogosławieństwa są pewnym katalogiem, do którego każdy mógłby dodać swoje wezwanie.

Wbrew pozorom jednak nie odnoszą się one wyłącznie do przyszłości. – Jezus nie mówi: „Szczęśliwi będziecie, gdy się będziecie smucić”, tylko: „Jesteście szczęśliwi, bo coś się w przyszłości zdarzy”. To jest przedziwna konstrukcja, która wciąż naprowadza nas na nadzieję – zauważa autor „Ćwiczeń ze szczęścia”. Co więcej, przekonuje, że nawet wewnątrz doświadczanego nieszczęścia, czyli w smutku, ubóstwie, prześladowaniach, możemy „dorwać się” do przeżywania szczęśliwości. Warunek? Trzeba spojrzeć na rzeczywistość z perspektywy Jezusa, który jest mistrzem paradoksów.

Czy to da się wyćwiczyć?

„Pamiętam historię pewnej dziewczyny, której zmarło dziecko. Znałem ją dość długo. To był szczęśliwy człowiek, jeden z najbardziej tryskających życiem, jakich znałem. Po tej śmierci jakby ktoś ręką odjął. Przez wiele lat wychodziła z nie-szczęścia, w które wpadła na skutek tego, co się wydarzyło” – pisze ks. Strzelczyk. Czy w takiej sytuacji da się odczuwać szczęście? – Błogosławieństwa to tekst, który ma być pocieszeniem wobec ludzi, którzy niekoniecznie czują się teraz szczęśliwi – odpowiada. Nie są to więc przykazania.

– To słowa niosące pocieszenie ludziom, którzy – towarzysząc Jezusowi – wychodzą na out- siderów swojej kultury. Decyzja pójścia za Jezusem to było jakieś „hippisostwo”, które z góry jest skazane na niepowodzenie i w dodatku generuje napięcia – twierdzi ks. Strzelczyk. Niektóre z błogosławieństw odzwierciedlają te napięcia, które związane były z prześladowaniami uczniów Jezusa. Stąd zapewne łatwiej jest stosować Jezusowy przepis na szczęście ludziom, którzy Go poznali, i jest w nich nadzieja na pełnię królestwa, czyli wiecznej szczęśliwości świętych. – Horyzont tej nadziei poważnie warunkuje wszystko inne. W błogosławieństwach jest to jedna z osi, po której odjęciu robi się niezwykle trudno. Wierzącym jest o tyle łatwiej, że mają świadomość, iż jeżeli nawet nie będą w stanie zagospodarować tej sytuacji nieszczęścia, w której się znaleźli, to jeszcze nie jest katastrofa. Jeśli nie potrafią odkręcić w sobie tej sytuacji nieszczęścia, to jeszcze Bóg może coś do tego dołożyć – wyjaśnia kapłan.

Brak tej perspektywy, która wychodzi poza śmierć czy koniec świata, powoduje, że trudniej walczyć o swoje szczęście. – Gdybyśmy spojrzeli na Nowy Testament, to jednak królestwo Boże przybliżyło się i już jest w Jezusie. Czyli to nie jest rzeczywistość tylko i wyłącznie związana z tym, co będzie na końcu czasów czy po śmierci. To jest rzeczywistość, która buduje się teraz i buduje się przez nasze decyzje, nasze wybory i nasze naśladowanie Jezusa w Jego wyborach. Zatem szczęśliwość to nie jest kwestia tylko przyszłości. To jest teraźniejszość – przekonuje ks. Strzelczyk. W dodatku taka, którą da się „wyćwiczyć”. – Myślę, że jesteśmy w stanie, powtarzając pewne zachowania, cierpliwie i czasami na początku wbrew sobie, poprawić swoją sytuację wobec Boga, ludzi, siebie samego i wobec rzeczy, to znaczy osiągnąć pewną harmonię, która jest jednym z nieodzownych składników szczęścia – podsumowuje.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy