Gwałtownie przybywa chorych z SARS-CoV-2 i wymagających hospitalizacji, a brakuje miejsc, tlenu oraz personelu medycznego.
W szpitalu MSWiA, który od 26 października przyjmuje wyłącznie pacjentów covidowych, ma zostać uruchomionych 140 łóżek. - Już teraz mierzymy się z poważnymi problemami, jakimi są braki personelu oraz kłopoty z dostawami tlenu, jak również braki reduktorów do butli tlenowych. A przecież jeśli u pacjenta (w większości mamy pacjentów w stanie ciężkim) poziom saturacji wynosi 92, a po odłączeniu tlenu spada do 82, to jest jasne, że bez tlenu ten człowiek umrze - mówi dr n. med. Krzysztof Czarnobilski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa. Opowiada również, że w ostatnich dniach szpital o mały włos po raz pierwszy nie stanął przed dramatycznym wyborem, czy odłączyć respirator osobie „80+”, by podłączyć go pacjentowi „30+”. Na szczęście sytuację udało się opanować.
Braki personelu są na tyle poważne, że problem w obsadzeniu dyżurów może pojawić się już pod koniec tego tygodnia. Urząd wojewódzki rozważa oddelegowanie dodatkowych pracowników do szpitala MSWiA, ale jednocześnie uważa, że w pierwszej kolejności szpital powinien podjąć działania reorganizacyjne. Oznaczałoby to wypełnienie luk personelem z zamkniętych poradni specjalistycznych.
Od 6 listopada drugim w Małopolsce szpitalem, który będzie przyjmował wyłącznie chorych zakażonych koronawirusem, będzie Szpital im. Chałubińskiego w Zakopanem. Obecnie trwa przystosowywanie placówki do pełnienia tej funkcji.
Z kolei w Szpitalu Specjalistycznym im. J. Dietla miało być 55 łóżek covidowych, a pacjentów jest już 110. W ostatnim tygodniu w ciągu jednego dnia został zużyty tygodniowy zapas tlenu. - Jest bardzo ciężko, a na sale szpitalne nadal przerabiamy inne sale. Na bieżąco budujemy też śluzy. Cały czas mamy też 7 pacjentów na intensywnej terapii (pod respiratorami), przy czym jest to oddział wzmożonej opieki kardiologicznej, który jest wsparciem dla oddziału kardiologii - wyjaśnia Marcin Mikos dyrektor ds. administracyjnych i dodaje, że sytuacja jest tym trudniejsza, że przecież inne choroby nie zniknęły i nikt nie wyobraża sobie, by można było odmówić komukolwiek pomocy. - Balansujemy jednak na krawędzi - zapewnia M. Mikos.
Ciężko jest także Szpitalu im. Żeromskiego, gdzie jest 110 łóżek covidowych: 80 dla dorosłych i 30 dla dzieci. Wszystkie są zajęte, a hospitalizowani są też pacjenci przebywający na intensywnej terapii. - Gdy kogoś wypisujemy do domu, to na jego miejsce natychmiast przyjmowany jest kolejny chory. Nie możemy dopuścić, by ilość zakażeń nadal rosła tak gwałtownie, bo jeśli każdego dnia mamy w Małopolsce ok. 1-2 tys. nowych zakażeń, to nawet 150-300 osób dziennie wymaga hospitalizacji. To absolutnie przekracza obecne możliwości - nie kryje lek. Lidia Stopyra, ordynator oddziału chorób infekcyjnych i pediatrii. - Na moim oddziale są obecnie hospitalizowane dzieci onkologiczne, dzieci z innymi groźnymi chorobami pogarszającymi przebieg Covid-19, kilkutygodniowe niemowlęta z ciężkim zapaleniem płuc w przebiegu zakażenia koronawirusem. One muszą być długo hospitalizowane. Niektóre wymagają tlenoterapii - dodaje L. Stopyra.
Jak również opowiada, to, co się dzieje, jest wielkim obciążeniem dla szpitali, bo już przed pandemią lekarze często pracowali na 1,5 etatu (lub więcej), więc teraz ciężko jest pracować jeszcze więcej. A potrzeby są ogromne. - Można kupować sprzęt ratujący życie, łóżka, ale wykwalifikowanej kadry medycznej nie da się wyczarować z dnia na dzień. Niestety, obserwujemy również, że duża część lekarzy czy pielęgniarek zakaża się koronawirusem - najczęściej od swoich dzieci szkolnych czy przedszkolnych, a to powoduje kolejne dziury w obsadzie dyżurów - zauważa L. Stopyra.
Lek. Piotr Meryk, kierownik oddziału obserwacyjno-zakaźnego w Szpitalu im. Żeromskiego mówi natomiast krótko: - W swojej praktyce nie spotkałem się dotąd z wirusem, który powodowałby tak ciężki przebieg zakażenia u tak dużej grupy pacjentów równocześnie.
Warto również dodać, że w ub. tygodniu pisaliśmy o kłopotach szpitala w Suchej Beskidzkiej. Po apelu, który opublikowała jego dyrekcja, prosząca o wsparcie wolontariuszy, do szpitala zgłosiło się kilkadziesiąt chętnych do pracy osób. - Do dziś podpisaliśmy 15 umów na kilka miesięcy. 11 osób zostało skierowanych do pomocy przy pacjentach covidowych, 2 - do punktu triażowego, a jedna osoba do punktu wymazowego drive thru - mówi Monika Wróblewska-Polak, rzeczniczka szpitala. Nie kryje też, że sytuacja - choć została zabezpieczona na najbliższy czas - nadal jest trudna, bo zakażenie zostało już potwierdzone u 98 osób z personelu. Na szczęście do zdrowia i do pracy zaczynają wracać ci, którzy przechorowali zakażenie już jakiś czas temu.