Dziś, by dostać się do lekarza, płyną oni rzeką cały dzień - od godz. 7 rano do godz. 22 wieczorem.
Podobnie wygląda powrót do domu, tylko że wtedy chorzy po operacjach, w ciężkim stanie, podłączeni do kroplówek, a także kobiety po porodach płyną łodzią zwaną kanoto, leżąc na workach z towarami na sprzedaż, między bagażami, w towarzystwie świń, byków, kóz, kur i kaczek.
Choć trudno jest to sobie wyobrazić, właśnie tak wygląda los mieszkańców Berevo (sam środek Madagaskaru), którzy nie mają pieniędzy na podróż do lekarza czy szpitala oddalonego od wioski (odciętej od świata, ponieważ nie ma tam dróg dojazdowych, jest tylko rzeka) aż o 98 km. A i na tak straszne warunki transportu nie stać wielu chorych.
- Dlatego właśnie chcemy kupić barkę do przewozu chorych w Berevo. Ona będzie ratowała życie tych ludzi. Będzie przewozić tych, których nie stać na kanoto. Będzie też dostosowana do potrzeb chorego i jego rodziny: będzie można na niej ugotować posiłek i spać, gdy chorego nie stać na nocleg w mieście - mówi Wojciech Zięba, prezes Polskiej Fundacji dla Afryki.
Barka zapobiegnie też zapewne wielu dramatycznym sytuacjom. Bo gdyby barka już była do dyspozycji chorych, to pewnie mała Djohanna szybko wróciłaby do zdrowia. Gdy jakiś czas temu upadła, przestała chodzić. Prawdopodobnie doznała też różnych obrażeń wewnętrznych. Nie popłynęła do lekarza, bo jej rodzina nie miała pieniędzy na przewóz. Dziewczynka teraz już może chodzić, ale dalej choruje - wymiotuje i ma problemy z jedzeniem.
- "Proszę siostry, ja nie mam na kanoto" - mówiła mi dziewczyna w ciąży. Cierpiała na zatrzymanie moczu. W mieście nie ma ona rodziny, nie ma się też więc gdzie zatrzymać, a na opłacenie pobytu jej nie stać. Pomogliśmy: założyliśmy cewnik, a po tygodniu sytuacja unormowała się po lekach - opowiada siostra Iwona Korniluk, która w Berevo prowadzi małą przychodnię ratującą życie. Niestety, w przychodni nie ma nawet USG. Wszyscy wymagający specjalistycznej pomocy muszą więc trafić do szpitala w mieście. - Ile kosztuje przejazd kanoto? 10 tys. ariari, czyli 10 puszek ryżu. Tutaj to majątek. Panuje wielka bieda. Brakuje ryżowisk, dlatego ludność uprawia tytoń, co powoduje zwiększenie liczby zachorowań na choroby płuc i oskrzeli. Uprawa tytoniu odbywa się na polach, ale suszenie już przy domu - dodaje s. Iwona.
Problemem jest też brak wystarczającej ilości pożywienia. W porze deszczowej, gdy kukurydzę dopiero się sadzi, a orzeszki nie rosną, ludzie nie mają co jeść. Z głodu jedzą korzenie i liście gotowane na wodzie. Umiera wtedy dużo dzieci, bo ich wycieńczone organizmy bardzo szybko zabiera malaria. Choć prawda jest taka, że brakuje nawet testów i leków na malarię.
Koszt zakupu barki dla chorych to nieco ponad 57,5 tys. zł. Polska fundacja chce też kupić środki ochrony osobistej, niezbędne w walce z pandemią, w tym m.in.: 50 par rękawiczek (40 zł), 100 masek (100 zł) i 50 kombinezonów (1000 zł). Szczegóły tego, jak wesprzeć akcję, można znaleźć na www.pomocafryce.org.