Dobrze fotografował i był dobrym człowiekiem. Jacek Bednarczyk, znany fotoreporter krakowski, związany od 30 lat z Polską Agencją Prasową, zmarł po ciężkiej chorobie wieczorem 1 września.
Marzył od dzieciństwa, by być fotoreporterem „w gazecie”. Przygotowywał się do tego solidnie. W 1976 r., mając 15 lat, w trakcie wycieczki do Kijowa wyprzedał wszystko, co mógł, także rozmaite części swojej garderoby, aby kupić sprzęt fotograficzny, m.in. aparat Smiena 8M. Dziecięce marzenia spełniły się w 1985 r., gdy został fotoreporterem dziennika „Echo Krakowa”. Sześć lat później rozpoczął pracę w krakowskim oddziale Centralnej Agencji Fotograficznej, która weszła następnie w skład Polskiej Agencji Prasowej.
Swoim aparatem marki Nikon fotografował najważniejsze wydarzenia dziejące się w Krakowie i Małopolsce. Niekiedy wyjeżdżał także za granicę, m.in. w 1996 r. do Sztokholmu, by robić zdjęcia w trakcie uroczystości wręczenia Wisławie Szymborskiej literackiej Nagrody Nobla. Był człowiekiem głęboko wierzącym. Cieszył się zaufaniem władz kościelnych, co ułatwiało mu fotografowanie wydarzeń religijnych, m.in. pielgrzymek papieskich, uroczystości ku czci św. Stanisława na Skałce. W 2005 r. brał także udział w pogrzebie Jana Pawła II. Nigdy nie robił zdjęć, które mogłyby kogoś ośmieszyć. Te przedstawiające jakąś osobę w nietypowej dla siebie sytuacji lub stroju były wykonywane z sympatią. Tak było m.in. ze zdjęciem kard. Franciszka Macharskiego, zrobionym w 1998 r. w zakładzie farmaceutycznym w Krakowie. Kardynał ma założone – ze względów higienicznych – szczelnie zakrywającą włosy czapeczkę foliową, takąż pelerynkę i ochraniacze na buty. Na pierwszy rzut oka widok ośmieszający. Tymczasem fotoreporter uchwycił też ujmujący uśmiech hierarchy. Niektórzy się oburzali się na takie ujęcie księcia Kościoła, ale ówczesny metropolita krakowski bardzo lubił to zdjęcie.
Fotografie J. Bednarczyka trafiały do mediów nie tylko polskich, lecz całego świata. Stał się klasykiem fotografii prasowej. Miarą tego był fakt, że jego portret zawodowy wraz z wybranymi zdjęciami znalazł się w 2003 r. w monumentalnej księdze Ewy Kozakiewicz „Opowieści fotografistów”. „Mam szczęście, robię to, co lubię. Fotografowanie sprawia mi dużą przyjemność, więc nie mierzę czasu, jaki spędzam z aparatem. Nie czuję nawet, kiedy pracuję” – mówił w rozmowie z autorką.
Wspominał także jedną z przygód zawodowych. W trakcie krakowskiej manifestacji w obronie Radia Maryja jej uczestniczki, niezadowolone, że są fotografowane, rzuciły się ku fotoreporterowi z głośnym protestem. „Wtedy jedna z nich wybiega przed tłum z krzykiem: »Stop! On jest od papieża, ja go znam!«” – opowiadał Ewie Kozakiewicz.
Jacek Bednarczyk był oddanym mężem Anny i ojcem Piotra i Agaty, wypróbowanym przyjacielem koleżanek i kolegów fotografów, a także dziennikarzy „piszących” z prasy i mediów elektronicznych. – Poznaliśmy się w 1985 r., gdy zaczął pracować w popołudniówce – „Echu Krakowa”. Był nie tylko bardzo dobrym fotografem, ale i bardzo dobrym człowiekiem. Dysponował znakomitymi umiejętnościami fotograficznymi, ale – co ważne – miał także szczęście w fotografowaniu. Pomagało mu również niezwykłe opanowanie. Nigdy nie działał nerwowo, w pośpiechu, a i tak ze wszystkim zdążył, bo – jak powiadał półżartem – „świat czeka na moje zdjęcia” – wspomina krakowski fotoreporter Grzegorz Kozakiewicz.
Dziennikarze opowiadają, że Jacek wyróżniał się w ich gronie. Zawsze spokojny, wyważony, elegancki, pogodny i uśmiechnięty. Podczas gdy inni w trakcie obsług ważnych uroczystości nerwowo szukali najlepszego miejsca do zrobienia zdjęcia, on po prostu robił swoje i doskonale wiedział, gdzie się ustawić. Szanował przy tym pozostałych, niezależnie od wieku i stażu pracy. Mówił, że żadne zdjęcie nie jest warte ani tego, by komuś zrobić krzywdę (np. uderzając go łokciem czy aparatem fotograficznym), ani tego, by uniemożliwić jego zrobienie kolegom po fachu.
Pogrzeb fotoreportera odbył się w piątek 10 września na cmentarzu w krakowskim Grębałowie.