Aż 450 interwencji od lipca do września tego roku przeprowadzili ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. – Coraz mniej osób wyjście w góry traktuje odpowiedzialnie – sygnalizuje Adam Marasek.
Okazją do podsumowania sezonu letniego było niedawne walne zgromadzenie Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Nowym prezesem TOPR został Bolesław Pietrzyk, a jego zastępcą – Wojciech Stankiewicz. – To dla mnie wielki honor i zaszczyt. Przed nami niewątpliwie sporo zadań, które trzeba kontynuować – mówi B. Pietrzyk. Przysięgę ratowniczą złożył w 2003 r., jest wiceprezesem Fundacji TOPR i zarazem czynnym adwokatem. „Starym nowym” naczelnikiem organizacji pozostaje Jan Krzysztof, który na stanowisku jest od 1997 roku.
Rządzą tylko ratownicy
– W gronie władz TOPR zawsze są ratownicy, nikt inny nie może u nas pełnić żadnych funkcji. Prezes wraz z zarządem odpowiadają za wiele kwestii formalnych, rozmawiają z władzami państwowymi w Warszawie, a naczelnik z kolei pilnuje wszystkiego na miejscu, w naszej centrali w Zakopanem – wyjaśnia A. Marasek z TOPR. Jedną z wielu kwestii, przed którymi będą musiały stanąć nowe władze TOPR, jest powołanie Generalnej Dyrekcji Polskich Parków Narodowych z siedzibą w Warszawie. Może to spowodować, że dochody ze sprzedaży biletów wstępu na teren Tatr będzie dzielił rząd, a nie dyrekcja TPN w Zakopanem, która znaczną część tej kwoty przekazuje Tatrzańskiemu Ochotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu. Adam Marasek prowadzi dokładne statystyki wszelkich zdarzeń, w których uczestniczą ratownicy. Od lipca do września było ok. 450 działań podejmowanych przez toprowców, z czego 127 z udziałem śmigłowca, 128 to wyprawy ratunkowe bez zagrożenia życia i pozostałe interwencje. Ratownicy pomogli ponad 500 osobom, doszło też niestety do dwóch wypadków śmiertelnych, a 174 osoby odniosły poważne urazy.
– Podczas interwencji były i takie osoby, którym nic fizycznie się nie stało, jednak zawędrowały do miejsc, skąd nie potrafiły się wydostać, straciły orientację, a bywało i tak, że zbliżała się noc i turyści zaczęli panikować – opowiada A. Marasek. Ratownik TOPR zwraca uwagę również na fakt, że coraz mniej osób planuje odpowiednio wcześniej wyjścia w góry, a tak robić nie wolno. – Porównując poprzedni okres wakacyjny, 2020–2021, możemy jasno stwierdzić, że zwiększyła się liczba wypadków i wszelkich kontuzji. Jest to niewątpliwie spowodowane zdecydowanie słabszą kondycją turystów. Zapewne wynika to także z trwającej ciągle pandemii. Dają o sobie znać choroby serca, nawet w czasie zejścia czy dojścia do Morskiego Oka – wyjaśnia A. Marasek.
W trakcie walnego zebrania naczelnik J. Krzysztof odebrał przysięgę od nowych ratowników. W sumie w tym roku w szeregi TOPR wstąpiło 20 członków, z czego 11 ukończyło cały cykl szkolenia, a pozostali to piloci i mechanicy pracujący od lat przy śmigłowcu ratunkowym toprowców. Przed złożeniem przysięgi ratowniczej kandydat na ratownika musi przejść okres dwuletniego przygotowania, wykazać się bardzo dobrymi umiejętnościami we wspinaczce, w jeździe na nartach, tatrzańskiej topografii, terminuje również z doświadczonymi toprowcami. Kiedy to wszystko zaliczy, zdaje egzamin.
Nie idziemy do domu
Aktualnie na etacie w TOPR jest 43 ratowników, a ponad 200 to ochotnicy. Wszystkich obowiązują te same zasady pracy, np. dyżur trwa cały tydzień od 8.00 do 20.00, a potem jest tydzień wolnego. – Proszę pamiętać, że tak naprawdę mamy nienormowany czas pracy, bo kiedy dyżur się skończy, a pojawi się zgłoszenie, przecież nikt nie idzie do domu, tylko spieszy z pomocą – podkreśla A. Marasek. Ratownicy, którzy nie są na etacie, muszą w ciągu roku wyrobić społecznie 120 godzin w czasie dyżurów czy podczas akcji ratunkowych. Toprowcy stacjonują w kilku miejscach na Podhalu – w dyżurce niedaleko Wielkiej Krokwi w Zakopanem, w schroniskach tatrzańskich w Morskim Oku, na Hali Gąsienicowej i w Dolinie Pięciu Stawów. Do dyspozycji mają także śmigłowiec. – Każdy z nas jest przygotowany do pełnienia dyżurów we wszystkich miejscach – zapewnia A. Marasek.