Jeszcze tylko przez niecałe dwa tygodnie można wybierać rodzinę, której chce się podarować najwspanialsze święta Bożego Narodzenia, bo Weekend Cudów odbywać się będzie już 11 i 12 grudnia.
Pani Julia z Myślenic to 60-letnia samotna kobieta. Życie wiele razy wystawiało ją na ciężką próbę. Przed laty, wraz ze swoją jedyną, 9-letnią wówczas córką, musiała uciekać z domu, w którym doznawała przemocy fizycznej i psychicznej. Radziła sobie jednak całkiem dobrze, bo była młoda, zdrowa i miała niezłą pracę. Niestety, wszystko zmieniło się, gdy przyszła choroba, która spowodowała duże ograniczenia w sprawności fizycznej (w ciągu ostatniego roku pani Julia przytyła aż 110 kg) i psychicznej. Popsuły się też relacje z córką, która obecnie również ma poważne problemy zdrowotne. Kiedyś dużo razem podróżowały. Teraz o tym, co było piękne, przypominają tylko zdjęcia... Obecnie kobieta mieszka sama w wynajmowanym pokoju i oprócz malutkiego, starego telewizora oraz internetu w telefonie nie ma dostępu do świata. Jej miesięczny dochód wynosi 1002 zł, a po opłaceniu wszystkich rachunków pani Julii zostaje... 142 zł miesięcznie. Jedzenie czy inne rzeczy pierwszej potrzeby może kupić tylko dzięki pomocy przyjaciółek, które starają się ją wspierać.
Choć trudno to sobie wyobrazić, pani Eryka (68 lat), mieszkająca w jednej z niewielkich miejscowości, miesięcznie na przeżycie ma zaledwie 68 zł, które zostają z emerytury (860 zł) po odliczeniu wszystkich opłat i kosztów leczenia. Jej historia jest podobna do historii pani Julii. I ona kiedyś pracowała i zajmowała się domem, ale szczęście zniszczył problem alkoholowy męża. Dziś kobieta mieszka sama. Starają się jej pomagać dzieci oraz sąsiedzi.
Pani Karolina jest natomiast samotną matką. Dwoje z jej dzieci wymaga stałego, specjalistycznego leczenia. Jak mówi, najważniejsze jest zapłacenie czynszu i rachunków, a z resztą jakoś musi sobie radzić. Jakoś, bo dziennie na osobę ma jedynie 9 zł i dylemat, na co je wydać. Na jedzenie czy na ubranie, bo w sezonie zimowym ani ona, ani jej dzieci nie mają co na siebie włożyć, by nie marznąć.
– Od lat wspieramy tych, którzy znajdują się w potrzebie. Pomagamy rodzinom, które nie mają zimowych ubrań. Rodzinom, które – otwierając lodówkę – nie mają tam czego szukać. Nie chcemy zostawiać nikogo bez pomocy i jednocześnie mamy obawę, czy nasze społeczeństwo nie jest zbyt zmęczone wszystkim, co dzieje się dookoła, żeby znaleźć jeszcze siłę na to, by mądrze pomóc i zrobić paczkę. Liczymy na naszych dotychczasowych darczyńców, ale wiemy, że pandemia zmieniła sytuację wielu z nich. Dużym wyzwaniem będzie też zmobilizowanie nowych osób, które do tej pory nie angażowały się w Szlachetną Paczkę – nie ukrywa Joanna Sadzik, prezes Stowarzyszenia „Wiosna”, organizatora tej największej w Polsce akcji pomocowej.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się