– Nie ma we mnie zgody na odczłowieczanie, na wymazywanie z historii – mówi Dariusz Popiela, utalentowany kajakarz górski, czterokrotny medalista mistrzostw świata, dwukrotny mistrz Europy i autor projektu przywracania pamięci o pomordowanych polskich Żydach.
Od najmłodszych lat pływał kajakiem po Dunajcu. Tam, gdzie trenował jako młody chłopak, między dwoma mostami nad rzeką, znajdowało się miejsce koncentracji ludności żydowskiej, która w ciągu trzech dni została odtransportowana do obozu zagłady w Bełżcu. – Jako nastolatek chodziłem po tych łąkach i nie miałem o tym pojęcia! – mówi dzisiaj. – Jestem sportowcem z polskim orzełkiem na piersi i było dla mnie nie do pomyślenia, jak można nie pamiętać o niemal połowie mieszkańców jakiejś miejscowości – wyznaje. Szukał pomników, gdzie mógłby się pomodlić. Nie było takich miejsc.
Podczas zorganizowanego online przez Muzeum KL Płaszów spotkania sportowiec opowiadał o zatartych na Sądecczyźnie i Podhalu śladach życia polskich Żydów, których postanowił wydobyć z zapomnienia. W jaki sposób? – Chodzi o upamiętnienie konkretnych osób, z imienia i nazwiska. To nie zawsze jest możliwe, ale tam, gdzie się da, działamy – mówi autor projektu „Ludzie, nie liczby”. W Nowym Targu dysponowali listą Judenratu, potrzebne były kwerendy, które po kilku latach zaowocowały upamiętnieniem 2866 pomordowanych Żydów. Ich nazwiska, złożone w sumie z 45 tys. liter, wykuli w kamieniu i odczytali uroczyście na żydowskim cmentarzu.
Siłą projektu nie jest moralizowanie, ale opowiadanie indywidualnych historii. Jak po odnalezieniu w Czarnym Dunajcu fotografii rodziny Horowitzów w strojach góralskich. – Łatwiej ludziom uświadomić sobie tragedię sąsiadów. To zdjęcie było fenomenem przełamującym stereotypy o Żydach jako grupie, która żyła osobno, mówiła innym językiem. Niby ludzie wiedzą, że znali góralszczyznę, mówili płynnie gwarą, śpiewali góralskie piosenki, ale to stereotypowe myślenie zwyciężało. Ta fotografia uświadomiła, że to byli tacy sami ludzie jak my – mówi D. Popiela.
– Zostali wymordowani, a powojenna rzeczywistość wymazała ich z historii lokalnej. W wielu miejscowościach nie ma po nich śladów, choć tworzyli te miasteczka, byli – jak w Czarnym Dunajcu czy Nowym Targu – radnymi miejskimi, twórcami OSP, współtworzyli małe ojczyzny. Chcemy ich sprowadzić z powrotem – dodaje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się