Tymi wypadkami w sierpniu 2019 r. żyła cała Polska. Do dziś wiele osób zastanawia się, jak wyglądały akcje ratunkowe w Jaskini Wielkiej Śnieżnej i na Giewoncie. Ratownicy TOPR zrobili wtedy wszystko, by pomóc poszkodowanym. Poodejmowali przy tym ogromne ryzyko, kładąc na szali własne życie.
Najpierw, pod ziemią, w piekielnie wąskich korytarzach Jaskini Wielkiej Śnieżnej, trwała mordercza walka z czasem, która - jak się później okazało - od początku była skazana na porażkę, bo na uwięzionych tam grotołazów z Wrocławia po prostu "zapadł wyrok". Później, na wysokości 1895 m n.p.m., rozegrały się sceny iście apokaliptyczne, a TOPR-owcy, jako pierwsi na świecie, musieli zmierzyć się ze skutkami masowego wypadku na szczytach gór, w dodatku w ekstremalnych warunkach pogodowych. W jaskini zginęły 2 osoby. Na Giewoncie - 4, a 157 zostało rannych. Pisząc książkę "TOPR 2. Nie każdy wróci" (która jest kontynuacją bestselleru "TOPR 1. Żeby inni mogli przeżyć"), Beata Sabała-Zielińska, dziennikarka i pisarka rodem z Kościeliska, musiała zmierzyć się z najtrudniejszymi pytaniami: Czy można narażać kilka istnień, ratując jedno życie? Czy można narażać jedno życie, ratując wiele? I jak daleko powinni posuwać się ratownicy oraz kiedy mają prawo powiedzieć: "Dość".
Ta książka to lektura obowiązkowa zarówno dla tych, którzy góry kochają, jak i dla tych, którzy dopiero planują swoje pierwsze wyprawy. Prószyński i s-kaMonika Łącka: Jak udało się Pani zdobyć zaufanie ratowników, którzy opowiedzieli nie tylko o tym, co wydarzyło się w jaskini i na Giewoncie, ale także podczas innych akcji?
Beata Sabała-Zielińska: Wydaje mi się, że zdobywałam to zaufanie przez 12 lat, czyli przez cały okres bycia reporterką radiową. Zrobiłam setki materiałów o wypadkach górskich i sporo materiałów o TOPR. Poznałam trochę tę tematykę, więc gdy zaczęłam zbierać materiał do pierwszej części książki o TOPR, nie byłam już zieloniutka. Choć i tak sporo rzeczy mnie zaskoczyło, w tym otwartość ratowników. To, że znaliśmy się od wielu lat, na pewno ułatwiło nam rozmowy: ja miałam odwagę pytać o różne rzeczy, oni z kolei bez zbędnych ceregieli mogli stawiać granice. A najważniejsze jest chyba to, że mieli przekonanie, iż ich opowieści nie zostaną zdeformowane, zniekształcone, podkoloryzowane. Ratownicy opowiadają dość "surowo" i bardzo pilnują tego, żeby nie zdradzać szczegółów zdarzeń. Żeby ludzie, których ratują, oraz ich bliscy nie poczuli się dotknięci. Gdy zobaczyli, że to rozumiem i akceptuję, nie było żadnych problemów ze zdobyciem materiału.
Ratownicy opowiadali o wypadkach minuta po minucie, mimo że wydarzenia i dla nich były traumatyczne, więc mieli prawo nie chcieć już do tego wracać. Tę rozmowę potraktowali jako oczyszczenie, zamknięcie tematu?
Ratownicy byli wstrząśnięci, zwłaszcza wypadkiem na Giewoncie - tym, jak wiele osób potrzebowało pomocy i jak bardzo byli ranni. Ale to profesjonaliści, więc omawiają szczegóły zdarzeń raczej we własnym gronie. Tym razem dopuścili do tych rozmów także nas, czytelników, by wytłumaczyć działania, o których nie mamy pojęcia. Mam tu na myśli akcję w Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Nikt z nas (wyłączając może kilka osób w Polsce) nigdy nie był i nigdy nie będzie w miejscach, w których ratownicy prowadzili akcję. Tymczasem tysiące Polaków w czasie działań wszystko wiedziały lepiej. W internecie wrzało. Rzesze "kanapowców" udzielały "dobrych" rad: co ratownicy mają robić, czego absolutnie nie, gdzie i jak wejść, jak ratować. Na ratowników wylał się też straszliwy hejt, który, o dziwo, wyszedł ze środowiska jaskiniowego, czyli od ludzi, którzy teoretycznie powinni wiedzieć, jak wybitnie trudna była to akcja. A jednak wywieranie presji i absurdalne żądania, które bardzo przesuwały granicę bezpieczeństwa ratowników, sięgały zenitu. Myślę, że ratownicy chcieli opisać te akcje, żeby pokazać drugą stronę medalu i uzmysłowić nam, jak trudne decyzje musieli podejmować, balansując, a nawet wielokrotnie przekraczając granicę ryzyka. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej książki wszyscy zadamy sobie pytanie, jak wiele możemy oczekiwać od ratowników i czy mamy prawo żądać ratowania nas za wszelką cenę. Musimy sobie szczerze odpowiedzieć, czy aby nie uważamy, że nasze życie jest ważniejsze od ich życia.
Dlaczego, oprócz Giewontu i jaskini, sięgnęła Pani jeszcze po historię innych wypadków, m. in. na Zawracie w 1999 roku?
Trzonem drugiego tomu są wypadki z sierpnia 2019 r., ale tak naprawdę głównym tematem książki jest śmierć w górach, stąd opis także innych tragicznych zdarzeń. Od początku taki był pomysł na tę część. Chciałam w niej pokazać inne oblicze Tatr i najtrudniejszą stronę ratownictwa - gdy nie udaje się uratować poszkodowanego. Zależało mi także na tym, by przypomnieć oczywiste oczywistości - że na ratowników w domach czekają ich matki, żony, dzieci, którzy boją się, bo przecież ci chłopcy nie są nieśmiertelni! Chciałam też, by wybrzmiał pewien przekaz do chojrakujących. Do tych, którzy niewiele umiejąc i niewiele wiedząc, szarżują w górach. Chcę im uświadomić, że niestety nie robią tego na własne ryzyko, choć to właśnie próbują nam wmówić. Tyle, że gdy stanie się coś złego, natychmiast wzywają pomoc, wymagając, a czasami wręcz żądając, by ktoś inny ryzykował dla nich. Czasami własnym zdrowiem, a czasami życiem, a co za tym idzie - przyszłością swoich bliskich. Bo co, jeśli tym razem się nie uda? "Trudno być bohaterem we własnej trumnie" - mówi jeden z ratowników, komentując presję, jakiej zazwyczaj są poddawani toprowcy. "Znam ojca tylko ze wspomnień innych" - dodaje smutno Hania Łabunowicz, której tata oddał życie podczas akcji ratunkowej. Ta książka przypomina nam wszystkim o odpowiedzialności. Za siebie i za innych.
Dla naszych Czytelników wydawnictwo Prószyński i S-ka przygotowało na Mikołajki 5 egzemplarzy książki "TOPR 2. Nie każdy wróci". A że worek św. Mikołaja jest pojemny, są też w nim dodatkowe prezenty: 5 egzemplarzy książki Racheli Berkowskiej "Życie za szczyt. Polacy w Himalajach i Karakorum". To opowieść o ludziach, którzy swoją przygodę z górami też kiedyś zaczynali w Tatrach, ale później wyruszyli w świat, by zdobywać najwyższe szczyty. Godzili się na wyrzeczenia, zimno, głód, chorobę wysokościową, ale nie myśleli o tym, że zapuszczając się w strefę śmierci, mogą już z niej nie wrócić... Autorka szuka więc odpowiedzi na pytania, które tak naprawdę są tajemnicą gór: jaka była ta ostatnia wspinaczka i co sprawiło, że zdobywając szczyt, przekroczyli kruchą granicę między wyzwaniem a ryzykiem?
By dostać jedną z książek, należy 6 grudnia napisać do nas pod adres: krakow@gosc.pl, podając w temacie maila jej tytuł, a w treści - swoje imię, nazwisko oraz adres. Prosimy też o odpowiedź na proste pytanie: co powinien mieć przy sobie każdy turysta idący zimą w góry?
Koniecznie trzeba również dołączyć następujące oświadczenie:
Oświadczam, że zapoznałem/łam się z Ogólnym Regulaminem Konkursów Instytutu Gość Media i akceptuję jego warunki. Jednocześnie wyrażam zgodę na kontakt Organizatora ze mną w celu potwierdzenia mojej zgody na podane powyżej dane kontaktowe. Pełny tekst Regulaminu dostępny na stronie internetowej www.igomedia.pl/Regulaminy.
Wyrażam zgodę na podanie do publicznej wiadomości mojego imienia i nazwiska w związku z udziałem w konkursie w informacji o jego wynikach na stronie internetowej krakow.gosc.pl. Wyrażam również zgodę na przetwarzanie przez Organizatora jako administratora danych osobowych w postaci imienia, nazwiska, adresu, numeru telefonu lub adresu e-mail, w celu przeprowadzenia i realizacji konkursu. Jednocześnie oświadczam, że jestem świadoma/y dobrowolności podania danych oraz że zostałam/em poinformowany o prawie dostępu do treści swoich danych oraz o prawie ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, prawie do przenoszenia danych, prawie wniesienia sprzeciwu oraz prawie do wniesienia skargi do organu nadzorczego, a także o prawie do cofnięcia zgody w dowolnym momencie bez wpływu na zgodność z prawem przetwarzania, którego dokonano na podstawie zgody przed jej cofnięciem, w sposób, o którym mowa w Regulaminie.
Zapuszczając się w strefę śmierci, można już z niej nie wrócić... Prószyński i s-ka