Dziewczyny od 2019 roku są podopiecznymi amerykańskiej organizacji Ascent, działającej na terenie Afganistanu i przygotowującej młode wspinaczki do zdobywania szczytów Hindukuszu.
Sara i Asma Nazari, dwudziestoletnie Afganki, przyjechały do Polski jako prawdopodobnie pierwsze obywatelki Afganistanu od czasu sierpniowej ewakuacji współpracowników polskiego rządu.
Na miejscu została ich rodzina i młodsze rodzeństwo, ale siostrom, dzięki zaangażowaniu Polskiej Misji Medycznej, udało się przyjechać do Polski, gdzie mają nadzieję kontynuować naukę. W swoim kraju od 2019 roku uczestniczyły w warsztatach wspinaczki, które organizowała amerykańska organizacja Ascent. Jednym z trenerów był polski himalaista, Łukasz Kocewiak. Prawdopodobnie nikt nie przypuszczał, że to doświadczenie i poznani wówczas ludzie zmienią całe życie młodych alpinistek.
Przyjazd do Polski był do ostatniej godziny niepewny. Mimo, że dziewczyny miały w rękach paszporty i zaproszenia od organizatorów Krakowskiego Festiwalu Górskiego, na którym miały wystąpić jako goście, niezbędne było przebicie się przez maszynę biurokracji, otrzymanie wiz i wreszcie lot do Warszawy. Do samolotu w Islamabadzie wsiadły w piątek 3 grudnia. Następnego dnia były już w Polsce. Podczas pobytu w naszym kraju pomagać im będą m.in. przedstawiciele środowiska wspinaczkowego i członkowie afgańskiej diaspory.
Obie dziewczyny mają nadzieję, że będą mogły wrócić do Afganistanu, jak tylko sytuacja się zmieni, a one będą mogły bezpiecznie uczyć się i pracować. Na razie jednak władzę sprawują talibowie. I choć mówią, że cywile nie są brutalnie traktowani, kobiety nie mają praktycznie żadnych praw.
- Nasza rodzina dalej mieszka w Kabulu. Bracia mogą chodzić do szkoły. Siostry już nie, ich placówki są zamknięte. Wcześniej mogłyśmy się rozwijać, nasze życie było spokojne. Nie było problemu z uprawianiem sportu. Podczas wspinaczki w Afganistanie czułam się wolna - mówi Sara, która studiowała literaturę angielską na Uniwersytecie Hadia w Kabulu i pracowała jako nauczycielka. - Nie można tak po prostu opuścić Afganistanu, po drodze jest wiele wyzwań. Nam udało się wyjechać do Pakistanu. Na razie chciałabym zostać w Polsce, kontynuować naukę, ale myślę o powrocie do ojczyzny i pomocy mieszkańcom, kiedy już będzie to bezpieczne - dodaje.
Jak podkreśliła Małgorzata Olasińska-Chart z Polskiej Misji Medycznej, nawet po ucieczce do Pakistanu możliwości są ograniczone i nie ma zapewnionej kompleksowej pomocy dla uchodźców. Natomiast dalsza podróż w kierunku Indii grozi niebezpieczeństwem, jakim są obecni na tamtym terenie handlarze ludźmi.
- Po przejęciu władzy przez talibów młode kobiety nie mogą chodzić do szkoły, dorosłe chodzić do pracy i zarabiać. Praktycznie nic dla nas nie zostało. Nie możemy wychodzić bez męskiego opiekuna. A w naszej rodzinie poza mamą są jeszcze moje 3 siostry - opowiada 19-letnia Asma, wcześniej studentka filologii rosyjskiej w Kabulu.
- Pomoc Afganistanowi może być wielopoziomowa. Po pierwsze tutaj, w Polsce, jak my, pomagając pojedynczym osobom, żeby po zmianie sytuacji w ojczyźnie mogły wrócić i miały punkt zaczepienia, czyli wykształcenie i zawód. Po drugie - w Afganistanie, gdzie trzeba zadbać chociażby o dostęp do opieki medycznej, co najczęściej robią organizacje pozarządowe - tłumaczy Łukasz Kocewiak, himalaista, który dołączył do akcji SOS Afganistan, dzięki której Polska Misja Medyczna zebrała pieniądze na zapewnienie pomocy medycznej dla uchodźców mieszkających w pakistańskim Ćaman.
Szczegółowe informacje o tym, jak wesprzeć działania Polskiej Misji Medycznej można znaleźć na stronie pmm.org.pl.