Do ataku doszło podczas manifestacji zorganizowanej przez Fundację Pro - Prawo do Życia w grudniu 2016 r. na Rynku Głównym w Krakowie.
Krakowski sąd rejonowy w grudniu ub. roku uznał muzyka winnym tego, że w trakcie trwania demonstracji zorganizowanej w 2016 r. przez Fundację Pro - Prawo do Życia, uderzył w twarz jednego z jej działaczy. Cztery lata później sąd nakazał artyście zapłacenie tysiąca złotych zadośćuczynienia na rzecz pro-lifera oraz 6 tys. zł grzywny. Od tego wyroku odwołała się zarówno obrona muzyka, która domagała się uniewinnienia, jak i reprezentujący zaatakowanego działacza, który chciał dla Maleńczuka kary pozbawienia wolności w zawieszeniu.
Sprawą zajął się sąd okręgowy. Podczas rozprawy muzyk przypomniał, że manifestacja odbywała się w środku dnia w niedzielę, kiedy wokół przebywały dzieci, a prezentowane w jej trakcie zdjęcia były drastyczne. - Nie można prezentować nagości, a nagle okazuje się, że można prezentować (zdjęcia) nagiego noworodka, jeszcze rozszarpanego. Cóż to jest za wolność słowa, która do czegoś takiego dopuszcza? Na coś takiego nigdy nie będzie mojej zgody, jestem w stu procentach przekonany, że prawo moralne było po mojej stronie - mówił Maleńczuk. Zaznaczył też, że w trakcie konfrontacji z pro liferem, to on miał podstawy, by bać się o swoje bezpieczeństwo. - Musiałem go odepchnąć i absolutnie nie zamierzam żałować swojego czynu - przekonywał muzyk.
Reprezentująca go adw. Marta Lech wykazywała natomiast, że za trzy dni nastąpi przedawnienie karalności czynu jej klienta, więc zarówno on, jak i jego obrona mogliby dążyć do tego, by sąd nie rozstrzygał tej sprawy. Nie doszło do tego, ponieważ Maleńczuk chciał bronić swojej niewinności.
W ocenie adwokat sąd pierwszej instancji wydając wyrok, "w sposób bardzo wybiórczy dokonał oceny zeznań świadków", których relacje były niejasne. Wynika z nich, że Maleńczuk mógł chcieć jedynie odepchnąć działacza, co zgadza się z wersją wydarzeń muzyka. Mówiła także, że gdyby jej klient „intencjonalnie chciał zadać jakikolwiek cios pokrzywdzonemu, to na pewno nie skończyłby się tylko na otarciu wargi górnej". Miałoby to wynikać z różnicy wzrostu między mężczyznami.
Inaczej sytuację postrzega reprezentujący działacza pro life adw. Paweł Szafraniec z Ordo Iuris, który wykazywał przed sądem, że Maleńczukiem kierowała "wyjątkowo niska" motywacja. - Oskarżony zaatakował osobę, która korzystała z konstytucyjnie gwarantowanego prawa do wolności słowa, wyrażania swoich poglądów, przekazywania informacji - podkreślał dodając, że obecnie w Polsce mamy do czynienia z bardzo niebezpiecznym zjawiskiem. Dochodzi bowiem do głębokich napięć na tle światopoglądowym. - Jeżeli pozwolimy na tego typu zachowania, na stosowanie siły fizycznej wobec swoich adwersarzy, osób, z których poglądami się nie zgadzamy, to wszystko prowadzi do chaosu i samosądu - argumentował.
Po wysłuchaniu stanowiska obu stron sąd utrzymał wyrok w mocy. Maleńczuk został uznany winnym naruszenia nietykalności osobistej pro-lifera, musi też zapłacić zadośćuczynienie i grzywnę.
Komentując wyrok Maleńczuk podkreślił, że czuje się sprawcą "zamieszania" i zadeklarował, że jeśli kiedykolwiek ponownie stanie się świadkiem takiego zdarzenia, zareaguje w podobny sposób. Z kolei adw. Szafraniec przyznał, że mimo iż prawomocny wyrok jest nieco inny niż oczekiwał, cel został osiągnięty, bo Maleńczuka uznano winnym uderzenia.