Wybitny artysta malarz, ilustrator książek m.in. dla dzieci, rzeźbiarz, spod Wieliczki rodem, ukończył dziś 92 lata.
Józef Wilkoń urodził się 12 lutego 1930 r. w Bogucicach pod Wieliczką, będących obecnie częścią tego miasta. Jego rodzice wynajmowali tam mieszkanie w jednym z domów wiejskich.
"Wieś znajdowała się nad wąwozem, domy usytuowane były na garbach i pagórkach, bardzo urodziwe. Nasz dom stał w środku wsi, w dole rosły wysokie pokrzywy" - wspominał artysta w książce Agaty Napiórskiej "Szczęśliwe przypadki Józefa Wilkonia" (2018).
Do rysowania ciągnęło go od dzieciństwa. Miał zrozumienie w rodzinie, bo ojciec, kolejarz, był dobrym malarzem amatorem, a stryj artystą malarzem. Jego dziecinne rysunki zwracały uwagę. Pani Ochmiczówna, jego nauczycielka z podstawówki, w latach 60. przyszła na wystawę Wilkonia w krakowskim Pałacu Sztuki, przypomniana mu się i powiedziała, że przechowała jego szkolne rysunki.
Artysta miał pięcioro rodzeństwa. W czasie II wojny światowej ojciec działał w konspiracji cywilnej a brat Staszek, późniejszy lekarz, był żołnierzem Armii Krajowej. Na strychu domu w Bogucicach ukrywali Żydów.
Znawstwo i umiłowanie przyrody także wyniósł z dzieciństwa. Stykał się ze zwierzętami domowymi, leśnymi, ptakami, rybami. Las poznał bardzo dobrze. "Kiedy wchodziłem do lasu, to tak, jakbym wchodził do domu. Wiedziałem, co się tam dokładnie dzieje" - wspominał w rozmowie z Agatą Napiórską. Pewnie dlatego zwierzęta i drzewa zajmowały potem tak wiele miejsca w twórczości artysty.
Po ukończeniu gimnazjum im. Matejki w Wieliczce, za aprobata ojca pojechał do Krakowa, by uczyć się w tamtejszym Liceum Sztuk Plastycznych, mieszczącym się wówczas przy. ul. Juliusza Lea. Szkoła była dla niego nie tylko nauką rzemiosła malarskiego lecz także znawstwa literatury polskiej, szczególnie romantycznej. Chodził do jednej klasy ze znanymi później artystami: Stefanem Berdakiem, Romanem Cieślewiczem i Franciszkiem Starowieyskim. Po ukończeniu szkoły w 1949 r. rozpoczął studia malarskie w Akademii Sztuk Pięknych. Równolegle studiował historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Obydwa kierunki studiów ukończył.
Na UJ napisał pracę o malarstwie Chełmońskiego, którego malarstwo podziwiał, Często chodził do Sukiennic by w galerii Muzeum narodowego oglądać jego obrazy m.in. słynną "Czwórkę". Na ASP uczył się u wybitnych artystów: Zbigniewa Pronaszki, Czesława Rzepińskiego, Adama Marczyńskiego, Hanny Rudzkiej-Cybisowej i Ludwika Gardowskiego. Po ukończeniu studiów w 1955 r., przeniósł się do Warszawy. Zajął się ilustrowaniem książek dla dzieci. Współpracował z wydawnictwem Nasza Księgarnia, ilustracje umieszczał też w dziecięcych czasopismach "Świerszczyk", "Miś" i "Płomyczek". Jego ilustracje od razu podbiły serca dziecięce. Podobały się także ich rodzicom. Realizm łączył się z ujęciami fantastycznymi, niekiedy z lekkim rozmazaniem postaci. No i było wiele zwierząt. Zarówno tych znanych w Polsce jak i egzotycznych np. tygrysów czy słoni. Reminiscencjami z dzieciństwa były np jego okładki "Świerszczyka", gdzie chłopiec łowi wielką rybę i dumny kogut stroszy swe pióra. Ilustrował po mistrzowsku także "dorosłe" książki np. "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. W sumie zilustrował i napisał kilkaset książek.
Jest wszechstronny artystycznie. Oprócz bardzo wymagających rysunków i obrazów ilustracyjnych malował także "normalne” obrazy. Z czasem zaczął wykonywać rzeźby zwierząt. Fascynacja postacią literacką Don Kichota, zaowocowała bardzo wieloma pracami, zebranymi potem w dwutomowym albumie.
Od wielu lat artysta mieszka i tworzy w Zalesiu Dolnym koło Warszawy. Nie zapomina jednak o swych stronach rodzinnych. Odwiedzał Wieliczkę gdzie miał kilka wystaw m.in. "Józef Wilkoń i jego zwierzęta" oraz "Kotki, liski, tygryski".
Spotkał go także zaszczyt wystawiania swych zwierzęcych rzeźb w ogrodach Zamku Królewskiego na Wawelu na ekspozycji plenerowej "Zwierzyniec królewski. Wilkoń na Wawelu" którą zorganizowano w ub. roku. Pokazał tam zwierzęta rzeczywiste i fantastyczne np wilkołaki i smoki. "(...) serce mi drżało w chwili, gdy po raz pierwszy wszedłem w Ogrody Królewskie i mogłem wyobrazić sobie moje drewniane rzeźby przytulone do kamiennych, gotyckich murów. To było wielkie przeżycie. (...) Przeżyłem wiele znaczących wystaw w kraju i na świecie i związanych z tym wspaniałych emocji, ale czeka mnie coś szczególnego. Na Wawelu wystawić to jest coś!" - napisał J. Wilkoń w tekście towarzyszącym wystawie wawelskiej.
Ochroną i propagowaniem dorobku artysty zajmuje się Fundacja "Arka" im. Józefa Wilkonia.
Drewniany krokodyl szczerzył zębiska na wystawie wawelskiej. Grzegorz Kozakiewicz