Pojawienie się Jasia w domu Ani i Wojtka, a Sandry w domu Teresy nie wywróciło ich życia do góry nogami. Te dzieci czekały na miłość i dziś są „chodzącą miłością”. – Dają nam jej jeszcze więcej, niż dostają – mówią ich opiekunowie.
Ania i Wojtek mieli już troje swoich dzieci, gdy na Facebooku przeczytali post koleżanki, która pisała, że pewien uroczy chłopiec z zespołem Downa leży w łóżeczku w domu dziecka, że potrzebuje nieco więcej uwagi niż inne dzieci i że przydałaby mu się dodatkowa rehabilitacja oraz pomoc logopedy. Ziarno w ich sercach zostało zasiane. Dwa miesiące później okazało się, że choć małżonkowie ani razu nie rozmawiali o tym chłopcu, w zasadzie każdego dnia o nim myśleli. Podjęli więc decyzję, że Jaś znajdzie u nich nowy dom. Jak najszybciej. – Przeszliśmy niezbędne szkolenia i najpierw zostaliśmy niezawodową rodziną zastępczą, a później zawodową specjalistyczną rodziną zastępczą. Gdy Jaś z nami zamieszkał, miał 2,5 roku. Teraz ma prawie 7 lat – opowiada Ania. – Początkowo umiał tyle co półroczne dziecko. Rokowania miał słabe: siedział, ale nie potrafił samodzielnie usiąść, nie mówił i nie słyszał. Na szczęście słuch naprawiła operacja i wtedy Jaś zaczął nadrabiać zaległości – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.