Choć nie toczą się tu ciężkie walki, to wszyscy żyją w napięciu, co przyniesie kolejny dzień. Kościół stara się ich wspierać, o czym opowiada pochodzący z archidiecezji krakowskiej ks. Waldemar Szlachta.
Napisał też list do przyjaciół w Polsce, a zwłaszcza do tych z naszej diecezji, bo potrzeb, z którymi już musi się mierzyć, nie brakuje. Bo prawda jest taka, że nikt nie zna dnia ani godziny, gdy względny spokój panujący w tym regionie, zostanie zburzony, dlatego każdy ma pod ręką plecak z najważniejszymi rzeczami.
Póki co, uważać trzeba przede wszystkim na dywersantów. - Ciszę przerywają zaś alarmy bombowe. Wczoraj (piątek 4 marca) były tylko dwa. Ale w ostatnią niedzielę było ich aż siedem - mówi ks. Waldemar. Zdarza się, że syreny zaczynają wyć podczas Mszy św. Wtedy natychmiast jest wygaszane światło, a wierni schodzą do piwnic. - Ja zostaję przy ołtarzu, bo przecież nie mogę przerwać Eucharystii. Razem z syrenami zaczynają też dzwonić nasze dzwony, bo niektórzy parafianie (zwłaszcza starsi) mieszkają w takich miejscach, że nie słychać tam alarmu, a dzwony tak - dodaje ks. Szlachta. Opowiada również, że po każdej Mszy św. (której nie zakłóca alarm) wystawiany jest Najświętszy Sakrament, odmawiana jest modlitwa zawierzenia Ukrainy Maryi, a także suplikacje. Gdy padają słowa "Od powietrza, ognia, głodu i wojny…", w kościele słychać wielki płacz.
Codzienne napięcie widać też w sklepach, gdy półki pustoszeją - także dlatego, że trzeba wspierać żołnierzy i wysyłać im żywność (a także odzież termiczną, śpiwory, materiały opatrunkowe) na front. W aptekach brakuje też leków, zwłaszcza na choroby przewlekłe. Na szczęście dociera tu pomoc z Polski, która przekazywana jest w konkretne miejsce, bo jeden z parafian ks. Szlachty znajduje się obecnie na pierwszej linii wojennej zawieruchy, w miejscu najcięższych walk.
- Wszyscy, którzy od nas poszli na front, dzwonią, by powiedzieć, że jeszcze żyją… A my zabezpieczyć musimy także starszych i chorych mieszkańców. Gdy wczoraj, w pierwszy piątek, odwiedzałem ich, zaniosłem najpotrzebniejsze rzeczy. Martwię się też o szkołę dla dzieci niepełnosprawnych i dla dzieci niewidomych, o pacjentów szpitala psychiatrycznego oraz o uchodźców, którzy docierają do nas z bardziej niebezpiecznych terenów - wylicza ks. Waldemar i wraz z merem Ostroga Jurijem Jahodką dziękuje za wszelkie dotychczasowe wsparcie Caritas Archidiecezji Krakowskiej oraz przyjaciołom z parafii Matki Bożej Dobrej Rady w Krakowie-Prokocimiu Starym (gdzie przed laty pracował) i z Zakopanego, skąd pochodzi. Prosi też, by to wsparcie nie ustawało. Uruchomił więc specjalne konto, na które wpłacać można datki. Szczegółowe informacje oraz list do rodaków można znaleźć na profilu ks. Waldemara na Facebooku.