Rozalia Celakówna wiedziała, że Pan powołał ją, aby niosła Jego miłość i miłosierdzie. Nic więcej się dla niej nie liczyło. On sam zapewniał ją: „Jestem zawsze z tobą i wspieram cię moją łaską, i nadal przy tobie pozostanę”.
Mała Rózia przychodziła do kościoła i mówiła Jezusowi: „Chcę być Twoja na zawsze, na wieki”. Pan spełnił jej pragnienie, choć nie tak, jak wyobrażała sobie skromna dziewczyna z beskidzkiej wsi, która marzyła o życiu za kratą klauzury. Dwukrotnie próbowała wstąpić do karmelitanek bosych – bezskutecznie. Krótki pobyt u klarysek przy kościele św. Andrzeja w Krakowie musiała przerwać z powodu choroby. Ludzie śmiali się z niej, że okazała się niewytrzymała na trudy zakonnego życia. Pracowała wśród zniewag i upokorzeń w szpitalu na oddziale wenerycznym, ale Bóg przygotował dla niej inne zadanie. Stała się Jego powiernicą, bliską przyjaciółką, propagatorką Jego prośby o to, by ludzie przyjęli Boskie Serce do swoich serc i miłością odpowiedzieli na Jego miłość. Mistyczne wizje zadawały jej ból i były zarazem źródłem słodyczy. Zmarła w opinii świętości, a niedawno papież Franciszek zatwierdził dekret o heroiczności jej cnót. Stąd już niedaleka droga do chwały ołtarzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.