Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Ptasia wspólnota

Jedni zadają się z kardynałami, innym wystarczają Franek czy Kryśka. Są wśród nich lekarze, nauczyciele, prezesi poważnych instytucji, przedsiębiorcy, poeta, kapitan żeglugi wielkiej, dyplomata, były marszałek Sejmu i zwykły, choć niezwykły przewoźnik mięsa. Łączy ich jedno – szukają radości życia w rzeczach prostych.

Potrafią godzinami, o wszystkich porach roku, „na każdym miejscu i o każdej dobie” obserwować ptaki przez lornetkę i robić im zdjęcia, co – jak się okazuje – nie jest łatwe. Nie trzeba przy tym, jak robią to niektórzy, wyprawiać się na bagna Biebrzy lub do ciepłych krajów. Wystarczy wyjrzeć za okno, nawet w miejskim bloku, by spotkać się z ptakami w najbliższym sąsiedztwie.

Wśród ptakolubów są m.in. mieszkańcy Małopolski. Ptasią wspólnotę opisał niedawno Maciej Zdziarski, prezes Instytutu Łukasiewicza w Krakowie (niegdyś reporter radiowej Trójki i dyrektor programowy Radia Kraków), w książce „Na skrzydłach. O ludziach, ptakach i radości życia” (Kraków 2022, Znak Horyzont).

Zaczęło się od czołgania

„Mamo, a dlaczego ten pan czołga się po trawie?” – zapytała mała dziewczynka spacerująca z matką po krakowskim parku Jordana. „Ten pan chyba coś zgubił i szuka. A może jest detektywem?” – odpowiedziała skonsternowana matka, patrząc na mężczyznę czołgającego się z aparatem fotograficznym w ręku. Byłaby pewnie jeszcze bardziej zdziwiona, gdyby wiedziała, że to prezes poważnej instytucji. – Rzeczywiście, ludzie spoglądali tam na mnie zdziwionym wzrokiem – śmieje się M. Zdziarski.

Namiętnym ptakolubem, a ściślej tym, kogo Anglicy i Amerykanie określają mianem „birdwatcher” (obserwator ptaków), został z lockdownowego przypadku. – Wszystko zaczęło się od kilkutygodniowego zamknięcia w domu po ogłoszeniu w marcu 2020 r. lockdownu. Kiedy po kilku tygodniach przymusowej izolacji wyszedłem na zewnątrz, przekonałem się, jak bardzo brakowało mi szerszej przestrzeni oraz obserwowania tego, co wokół się dzieje – opowiada.

Wcześniej, nie wychodząc, przeglądał rozmaite materiały. Zbiegiem okoliczności były tam także zdjęcia ptaków. – Bardzo mnie urzekły. Oglądałem je, myśląc, jak wielkich trzeba umiejętności, by je wykonać. Postanowiłem spróbować i ja. Poszedłem do parku Jordana i zacząłem przyglądać się ptakom, skradać się do nich, na razie bez aparatu fotograficznego, ucząc się, jak podejść bliżej, nie płosząc ich, żeby potem wykonać swoje pierwsze zdjęcia. Zupełnie niespodziewanie otworzył się nowy, fascynujący rozdział w moim życiu – wspomina.

Po prostu wsiąkł w ptasi świat. Do tej pory sądził, że w Polsce żyją tylko wróble i wrony. A teraz nie tylko potrafi wymienić, ale i rozpoznać 150 gatunków ptaków. Oszalał na punkcie zwykłej zięby. „Łażę za nią niczym zazdrosny kochanek. Przyglądam się, jak je, zapamiętuję, dokąd leci i gdzie można ją zobaczyć zza żywopłotu. No i słucham śpiewu!” – pisze w książce.

Nie jest na tyle pyszny, by skupić się w niej tylko na swoich doświadczeniach. Postanowił dać głos 15 innym, bardziej doświadczonym pasjonatom obserwowania i fotografowania ptaków. To ludzie rozmaitych profesji, tworzący ptasią wspólnotę ponad podziałami terytorialnymi, zawodowymi, a nawet politycznymi. – Gdy zacząłem się bliżej interesować środowiskiem ogarniętym ptasiarską pasją, zauważyłem, że jest w nim były marszałek Sejmu Józef Zych, doktor psychiatrii Sławomir Murawiec (niejedyny lekarz fotografujący ptaki), współwłaściciel poważnej firmy konsultingowej Marcin Sidelnik, kapitan żeglugi wielkiej Marcin Horbatowski, nauczyciel Przemysław Pulka, ale i kierowca wożący mięso Daniel Urbaniak. Nie miałem wcześniej pojęcia o tym świecie – przyznaje M. Zdziarski.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy