Jedni zadają się z kardynałami, innym wystarczają Franek czy Kryśka. Są wśród nich lekarze, nauczyciele, prezesi poważnych instytucji, przedsiębiorcy, poeta, kapitan żeglugi wielkiej, dyplomata, były marszałek Sejmu i zwykły, choć niezwykły przewoźnik mięsa. Łączy ich jedno – szukają radości życia w rzeczach prostych.
Spotkanie z kardynałem
Każdy z nich snuje pasjonujące opowieści o wróblach, puszczykach uralskich, jerzykach, jaskółkach dymówkach, czyżach, dzwońcach, żurawiach, zimorodkach, kosach, kormoranach, sikorkach, bąkach, kraskówkach afrykańskich, wilgach i wielu, wielu innych ptakach. Niekiedy rozmowy z ptakolubami mogą wprawić w konsternację. Gdyby zapytać poetę Dariusza Tomasza Lebiodę, gdzie spotkał się ostatnio z kardynałem, odpowiedziałby zapewne (zgodnie z prawdą), że w nowojorskim Central Parku. A gdy zapytać go, co tam ten kardynał robił, odpowie bez zastanowienia: „Na drzewie siedział”. Idzie bowiem nie o dostojnika kościoła, lecz o ptaka o pięknym, purpurowym upierzeniu.
Daniel Urbaniak z Nowego Targu z kardynałami się nie zadaje. Wystarczy mu towarzystwo przyjaciół – Franka i Kryśki. To jednak nie jego ludzcy, lecz ptasi kompani. Jest bowiem sowim królem.
Dzięki Danielowi stolica Podhala, oprócz bycia znaną z dawnych kożuchów, butów relaksów, hokeja czy tradycyjnych lodów, rozpoznawalna jest też jako miasto sów. On wie o nich wszystko, zawsze jest gotowy na nietypowe ujęcia, które już wielokrotnie obiegły ornitologiczne środowisko na całym świecie. – Uszatki, jako jedyny gatunek sów, łączą się w stada, by przezimować. Odlatują w grupach do charakterystycznych miejsc. U nas w mieście to np. świerk na ul. Waksmundzkiej. I wcale nie jest to przypadek, że akurat tam. One muszą czuć się bezpiecznie i mieć miejsce na polowanie, a wybranki serca szukają najwcześniej ze wszystkich gatunków sowich – opowiada Daniel.
Swoje badania prowadzi nie tylko w rodzinnym Nowym Targu. Za sowami wyprawia się nawet do... Serbii. Okazuje się, że właśnie w tamtejszym mieście Kikinda uszatki zlatują się na zimę z całej niemal Europy. – Jeśli ktoś odkryje, dlaczego gromadzą się właśnie tam, może liczyć nawet na Nagrodę Nobla z dziedziny przyrody. Może mam szansę – żartuje D. Urbaniak. – Tam to dopiero jest co robić, bo u nas na wspomnianym drzewie siedzi kilka sów, a tam na jedno przylatuje nawet 80! – zdradza.
Daniela w mieście wszyscy znają. Kiedy tylko dochodzi do zdarzenia z udziałem ptaków, funkcjonariusze policji czy strażacy dzwonią do górala, by pomógł rozwiązać sytuację, gdy np. ptak wleci w nieodpowiednie miejsce, a potem ciężko mu znaleźć drogę powrotną.
Zapalonemu ptakolubowi zależy też na edukacji dzieci, młodzieży i dorosłych. Zajmuje się tym m.in. w ramach pracy w Tatrzańskim Parku Narodowym. – Pamiętam sytuację, kiedy samiec przyleciał do samicy ze szczurem, którym nakarmili młode, jednak po kilku dniach stworzenia były nieżywe, bo szczur najadł się trutki. Dlatego nie warto stosować żadnych chemicznych odstraszaczy na gryzonie, a pozwolić działać kotom czy sowom – mówi D. Urbaniak. – Zachęcam do stosowania tzw. żywołapki, do której zwierzę wchodzi i można je potem wypuścić – dodaje.
Noworoczne oczekiwania naszego rozmówcy związane są, rzecz jasna, z sowami. – Mam nadzieję, że uda mi się w końcu założyć obrączkę uszatce, która wykluje się w Nowym Targu, by potem móc ją śledzić i dowiedzieć się czegoś nowego o tych ptakach. One potrafią się odpłacić i wyczuć ludzi: nie przylecą do byle którego drzewa na podwórku, tylko lądują tam, gdzie są dobrzy gospodarze. Przyzwyczajają się do ludzi – twierdzi ptakolub.
Co ciekawe, sowy bywają niekiedy bardzo leniwe. – Nie tak dawno sfotografowałem w Parku Miejskim w Nowym Targu uszatkę, która usnęła ze... szczurem w dziobie – śmieje się Daniel. Ważne są też dla niego sowie „wypluwki”. – Sowa nie jest w stanie wszystkiego strawić, dlatego po tym, co wypluwa, można się dowiedzieć, gdzie polowała, jakie gryzonie zjadła – wyjaśnia znawca ptaków.
Piękno Bożego stworzenia
Ptakolubów nieumieszczonych w bogato ilustrowanej książce M. Zdziarskiego jest w Małopolsce znacznie więcej. Wśród nich jest prof. Ewa Kowalczyk, mieszkanka Podhala, niegdyś śpiewaczka w Operze Krakowskiej i w zespole muzyki dawnej Capella Cracoviensis, obecnie ceniony pedagog w szkołach muzycznych w Krakowie i Nowym Targu. – Nie jestem obserwatorką ptaków, po prostu kocham przyrodę i ptaki w szczególności. Wychowałam się na wsi pod Nowym Targiem, w Klikuszowej. Potem mieszkałam długo w Krakowie, jakiś czas temu wróciłam w rodzinne strony. Mam bardzo duży, dziki ogród, mnóstwo drzew, krzewów i różnych zakamarków, więc ptaki i inne zwierzęta mają doskonałe warunki do życia. Zimą oczywiście je dokarmiam. Mam zwykłą lornetkę i dobry aparat fotograficzny. Cieszę się, że mam tyle ptaków na posesji i często zaglądają tu również te przelotne. Czasem uda mi się zrobić niezłe zdjęcie, a to wcale nie jest łatwe – mówi śpiewaczka.
Maciej Zdziarski ma zamiar jeździć po szkołach, opowiadać o ludziach ptasiej wspólnoty i zachęcać młodych do wstępowania do niej. – Czynne fotografowanie ptaków daje nie tylko okazję do wejścia w inny świat, zachwytu nad pięknem Bożego stworzenia, oderwania się od zgiełku codzienności. Najważniejsze, że ten różnorodny świat jest nam dostępny na co dzień. Nie trzeba jechać daleko, bo ptaki można zobaczyć i w swoim sąsiedztwie, nawet na parapecie okna domu. Trzeba jednak zobaczyć je z bliska, bo widziane z daleka są tylko przelatującym cieniem i trudno nam docenić ich urodę – mówi ptakolub.
Zbiegiem okoliczności biura Instytutu Łukasiewicza, kierowanego przez M. Zdziarskiego, mieszczą się w Krakowie przy ulicy... Jaskółczej, w dawnym mieszkaniu pisarza Antoniego Gołubiewa.