Nowy numer 22/2023 Archiwum

Ostatni spod Monte Cassino

Biografią zmarłego niedawno w Krakowie prof. Wojciecha Narębskiego można by obdarzyć kilka osób. Był uczniem wileńskim, konspiratorem, więźniem sowieckim, żołnierzem Armii Polskiej gen. Andersa, weteranem walk II Korpusu we Włoszech, uczonym i świadkiem historii.

Burzliwe koleje życia zahartowały go. Kiedy miał prawie 90 lat, był szczupły, uśmiechnięty promiennie i wyglądał na co najwyżej pięćdziesiąt kilka lat.

W chwili śmierci 27 stycznia bieżącego roku był ostatnim już spośród żyjących do tej pory w Krakowie uczestników bitwy pod Monte Cassino. Trafił tam krętymi drogami.


Urodzony w 1925 r. Wojtek Narębski, gimnazjalista ze słynnego wileńskiego gimnazjum Zygmunta Augusta (uczyli się tam m.in. Czesław Miłosz i Tadeusz Konwicki), nie przypuszczał latem 1939 r., że już wkrótce przyjdzie mu zostać, jak to ujął jego ojciec Stefan, architekt miejski Wilna i wykładowca Uniwersytetu Stefana Batorego, „stypendystą” Stalina, uczącym się życia w sowieckich więzieniach. „Po zajęciu Wilna przez Sowietów we wrześniu 1939 r. włączyłem się w działania konspiracyjne. Od 1940 r. należałem do Związku Wolnych Polaków. Zadaniem młodzieży było kolportowanie gazetki »Za Naszą i Waszą Wolność«” – wspominał niegdyś prof. Narębski w rozmowie z „Gościem Krakowskim”. W kwietniu 1941 r. nastąpiła wsypa i Wojtek, który ledwie skończył 16 lat, został aresztowany. Siedział w osławionym więzieniu na Łukiszkach, potem zaś, już po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, w czerwcu 1941 r. został wywieziony do więzienia w rosyjskim mieście Gorkij. Przesiedział tam do września, gdy uwolniono go na podstawie amnestii po pakcie Sikorski–Majski. „Znalazłem się w sowchozie Darowskoje, gdzie głodowałem. Przebywający tu podoficerowie Wojska Polskiego namówili mnie na wspólną wędrówkę do tworzącej się armii gen. Andersa. Tak znalazłem się w słynnym Buzułuku” – wspominał profesor. Niemal trzy miesiące leczył biegunkę w szpitalu. Znalazł się szczęśliwie w pierwszym transporcie podczas ewakuacji z Rosji Sowieckiej w 1942 r. Po strasznej podróży statkiem, gdy wielu wymęczonych biegunką żołnierzy zmarło lub wypadło za burtę, znalazł się w Persji, a wkrótce potem w Palestynie. Organizm miał wyniszczony, dlatego długo chorował. Dostał przydział do 2. Kompanii Transportowej, z czasem zrobił „małą maturę”. W 1944 r. znalazł się we Włoszech. Wraz z innymi jednostkami II Korpusu gen. Andersa przeszedł cały szlak bojowy. „Nigdy nie mówię, że walczyłem w bitwie pod Monte Cassino. Mówię, że byłem jej uczestnikiem. Bo walczyli ci, którzy mieli broń w ręku” – mówił często skromnie Narębski. Życie żołnierzy transportujących ciężarówkami skrzynie z pociskami artyleryjskimi kalibru 140 mm było jednak każdego dnia narażone nie mniej niż tych, którzy walczyli z karabinem w ręku. Jazda po wąskich górskich jednokierunkowych drogach wielkimi samochodami FWD, wypełnionymi czterotonowym ładunkiem, była niebezpieczna. Transporty ostrzeliwali Niemcy. Trafienie samochodu wypełnionego amunicją było wyrokiem śmierci na kierowcach. Aby uniknąć niebezpieczeństwa, jeżdżono często nocami, przy zgaszonych światłach, co z kolei groziło zjazdem z drogi i spadnięciem w dół. Pomocnikiem żołnierzy był noszący skrzynki z amunicją… niedźwiedź. W listopadzie 1942 r., gdy siedemnastoletni Narębski meldował się w Palestynie u mjr. Antoniego Chełkowskiego, dowódcy 2. Kompanii Transportowej armii gen. Andersa, przed namiotem majora zobaczył uwiązanego niedźwiadka. „Był wówczas wielkości dużego psa” – wspominał profesor. „Jesteś Wojtek? To będziemy mieli w kompanii dwóch Wojtków, bo ten niedźwiedź tak się nazywa. Ty będziesz mały Wojtek, a on duży, powiedział mi dowódca” – wspominał ze śmiechem po latach profesor. Niedźwiedź Wojtek stał się zaś nie tylko przyjacielem żołnierzy, ale i symbolem kompanii przemianowanej 
na 22 Kompanię Zaopatrywania Artylerii. Jego postać z pociskiem artyleryjskim w łapach znalazła się na odznace jednostki. W ewidencji oddziału figurował jako szeregowy Wojtek Miś, a potem znalazł się w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu, gdzie żył do 1963 r. 


W roku 1947 W. Narębski powrócił do kraju i ukończył studia chemiczne. W 1953 r. przyjechał do Krakowa. Z wielkim powodzeniem zaczął się zajmować naukowo geochemią i petrologią. Badał zwłaszcza skały pochodzenia wulkanicznego w Polsce i innych miejscach świata. 


Misją profesora było świadczenie o historii. Nic dziwnego, że w 2016 r. Instytut Pamięci Narodowej uhonorował go nagrodą Świadek Historii. Nie tylko jeździł na spotkania kombatanckie, lecz także bardzo często spotykał się z młodzieżą. Nadawali na tych samych falach. „Starałem się iść przez życie z uśmiechem i z piosenką. Tego i wam wszystkim życzę. Wsparciem w chwilach trudnych, szczególnie jako więźniowi, a potem żołnierzowi, była mi zaś wiara w Boga. To bardzo ważna rzecz w życiu. Dlatego jestem wierzący do dziś” – mówił w 2018 r. do młodych prof. Narębski przy okazji świętowania swoich 
93. urodzin.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast